niedziela, 6 lipca 2014

Od Elise

 Wieczorem wstałam z bólem głowy i katarem.Obudziłam się wieczorem, a to nowość..!Ta choroba..To wszystko wina Joego! On nas tam wywalił! Po co!? I co, że to niby moja wina, tak? Śmieszne. Na dodatek to, że mi nie powiedział, co może się ze mną dziać, to już jego wina totalnie! Przegiął. Pieprzony dzieciak...
 Zeszłam na dół po tabletki na ból głowy, ale w czasie ich szukania ból ustał. Poszłam do łazienki doprowadzić się do porządku dziennego, i zeszłam na dół. Tam siedziała już Cassie i Joe.
-Co ci jest?-Spytała Cassie widząc moją minę.
-Nic.-Opadłam na krzesło na przeciwko Joego świdrując go wzrokiem.
-Znowu te wasze spojrzenia... uspokójcie się wreszcie...-Mruknęła moja siostra przeglądając jakąś gazetę.
Joe zaśmiał się i odłożył pusty słoik po maśle orzechowym i westchnął.
-Miałem racje.
-W czym niby?! Udajesz znowu pana ''wszystko wiem jestem panem wszystkiego i wszystkich'' ?!
-... Że będziesz chora.
-Co cię to obchodzi?
Roześmiał się.
-O to, że wspomnienia z wczorajszego wieczoru bardzo poprawiły mi humor.-Mrugnął do mnie.
-Zamknij się.-Warknęłam.-Mówiłam, nie - mów - mi  - o - tym.
-Ops! Przepraszam proszę pani.
-Jesteś jak dziecko.
-Dziecko ale mądrzejsze od ciebie.
-Powiedz mi jeszcze, że lepsze we wszystkim.
-W całowaniu szczególnie.
Odsunęłam z całej siły krzesło i wstałam.
-Jesteś pie***** świnią! Przestań to robić! Pieprz się.-Poszłam na górę.
Podeszłam do lustra.Wzięłam głęboki wdech.
-Co się z tobą dzieje... Uspokój się...-Szepnęłam do siebie.
Zawsze, kiedy się denerwowałam za bardzo, przeraźliwie drgały mi dłonie.Miałam to od 5 roku życia. Nigdy się tym nie przejmowałam, to było wynikiem dużego skoku ciśnienia. Spojrzałam na ręce. Całe mi się trzęsły. Często w takich chwilach traciłam panowanie nad sobą i kiedy zaczynały trząść mi się ręce, zwykle wybuchałam bardziej niż zwykle. Zaczynałam przeklinać i rzucać wyzwkiskami... Gdybym się nie ogarnęła to... Wolę nie myśleć, bo bym mówiła, a nawet robiła.
Po trzech godzinach zeszłam na znów na dół. Tym razem jednak nie zwróciłam uwagi nawet na jedno słowo Joego. Złapałam laptopa i słuchawki po czym wyszłam na zewnątrz. Zakryłam twarz dłońmi.
-Opanuj się... Opanuj...-Szepnęłam do siebie uspokajając się.
Miałam problem z opanowaniem gniewu od niedawna. Chciałabym żeby dał mi spokój... choć na kawałek dnia przestał krytykować, przestał się TAK zachowywać. Czerpie z tego radość?Ok, ale niech przestanie na minutę, bo ja już dziś nie wytrzymałam.
Na zewnątrz wyszła Cassie. Zaraz pewnie idzie spać, sądząc po pierwszej w nocy...
-Co się z tobą stało? Nigdy tak nie wybuchnęłaś, szczególnie nigdy nie przeklinałaś.
-Nie słyszałaś co się działo w toalecie...-Zaśmiałam się przez zdenerwowanie.
Spojrzała na moje ręce, które dalej nie przestawały się trząść. Szybko schowałam je do kieszeni bluzy.
-Coś tam masz?
-Nie. Coś ty.
-Jeszcze tam posiedzę, jak chcesz,to przyjdź... Zignoruj go.
-Nie wejdę tam gdzie siedzi ten popieprzony, pierd...Och!
Mina Cassie pokazywała zdziwienie moją reakcją. Wiem, że nigdy mnie takiej nie widziała, bo taka nigdy nie byłam, jedynie z tymi rękoma. To dla mnie normalne, ale nikt o tym nie wie.
Moja siostra wzięła głęboki wdech.
-Chcesz pogadać?
-Nie ma o czym. To tylko lekkie poddenerwowanie.
-Lekkie? Kiedy jesteś ''lekko zdenerwowana'' nie zachowujesz się tak.
-Cassie, wszystko dobrze. Muszę pobyć sama.
-Okej.-Szepnęła Cassie i skierowała się szybkim krokiem do środka zamykając drzwi. Zostawiłam laptopa na leżaku i poszłam do lasu.
  Tam próbowałam się ogarnąć, ale nic nie pomagało. Chciałam komuś nawrzucać... Nie mogłam się opanować. Byłam naprawdę wściekła, miałam wrażenie, że aż dym się ze mnie ulatnia. Usiadłam na trawie, może i mokrej, ale to dla mnie nie grało roli. Nie umiałam się opanować. Teraz dla mnie było to dziwne. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Druga... Posiedzę tu aż się nie uspokoję. Pieprzony Black!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz