niedziela, 6 lipca 2014

Od Elise

  Siedziałam na krześle w kuchni jak zwykle ignorując wszystkich zjawiających się w pomieszczeniu.Siedziałam w internecie, słuchając muzyki. Burza za oknem szalała, a ja nadal miałam ochotę wyjść mimo deszczu, ale najzwyczajniej mi się nie chciało ruszyć. Rozmowa Cassie i Joego zdawała się nie mieć końca. Nie wiedziałam, o czym tak zaciekle rozmawiają, ale widziałam na twarzy mojej siostry poddenerwowanie, a u Joego wręcz przeciwnie. Dawał wrażenie, jakby bawiło go wkurzanie innych i czerpał z tego jak największą przyjemność. Zerknęłam na nich a potem znów na ekran czarnego laptopa. W kieszeni moich krótkich od dołu poszarpanych spodenek jeansowych wyczułam ciche wibracje. Wyjęłam telefon i przeniosłam wzrok z ekranu laptopa na telefon. Do mnie napisał Isaac, dobry kumpel. To nie głupie, że zadaję się z samymi chłopakami... po prostu z dziewczynami nie za bardzo się dogaduję, oprócz mojej siostry. Nie jest pustą lalą której tylko kasa,imprezy a także faceci w głowie na okrągło. Ja właśnie takie dziewczyny miałam okazje poznać, no i zaobserwować. Większość tutaj w Nowym Jorku tak się zachowuje... A faceci to zupełnie co innego. A raczej ci, których miałam okazję poznać.
Dopiero po chwili odczytałam smsa od Isaac'a. ''Idziesz z nami poćwiczyć młoda?''  Uśmiechnęłam się lekko i odpisałam. ''Jasne. A gdzie?''   Dopiero po kilku minutach odpisał ''Przyjdziemy po ciebie''. 
Zamknęłam laptopa a telefon włożyłam do kieszeni. Z uszu wyjęłam słuchawki i nadal nie docierała do mnie rozmowa mojej siostry i Joego. Popatrzyłam na zegarek.
Wstałam, a Cassie przerwała rozmowę z (chyba) nielubianym gościem i zwróciła się do mnie.
-Gdzie idziesz? Przecież leje.
-A cóż to za problem?
-No tak, dla ciebie to nie problem...
Uśmiechnęłam się słabo i założyłam trampki. Kiedy wyszłam przed dom zauważyłam Isaaca i Augusta, a także Paula.
-Gdzie Damon?-Spytałam czując na swojej skórze zimne krople deszczu.
-Nie wiem. Nie mógł przyjść, tyle wiem.-Odparł August.
-Isaac..?A ty coś wiesz?Nie wyglądasz najlepiej...-Mruknęłam zerkając na niego.
-Ehm...Nie...Nie wiem.
-Ukrywacie coś.-Rzuciłam.
-Naprawdę, nie mógł przyjść.-Kiwnął głową Paul zapewniając mnie.
-No dobra... Idziemy? Gdzie to jest w ogóle?
-Będziesz tam pierwszy raz, co? Damon cię nie zabierał?
-Nie. Uznał, że to nie miejsce dla ludzi, i takiej ''delikatnej'' dziewczyny jak ja.
-Ma racje.-Zaśmiał się już całkiem przemoczony Isaac.
Łokciem lekko go dźgnęłam, a on dalej się śmiał pod nosem.
-Tylko nie zmieniajcie się w wilki, nie dogonię was.-Przypomniałam im.-Nadal jestem człowiekiem.
Roześmiali się.
-Lubicie chodzić bez koszulki, co?-Spytałam zerkając po kolei na ich mięśnie i wyrobione ''klaty''.
-A co? Nie pasuje ci? Inne dziewczyny byłyby zadowolone z takiego widoku. W końcu jesteśmy wilkołakami... Zwykle chodzimy bez koszulki.-Mówi August, który najbardziej z nich lubił się przechwalać, i za którym najbardziej dziewczyny ''biegały''. Jednak z tego co mi wiadomo, nie za bardzo chce być w związku.
-Ale ja jestem inna.
-No, tu się zgodzę.-Uśmiechnął się Paul.
-Tak pochłania cię bycie sobą, że nawet nie wiesz, jaka jesteś nadzwyczajna.-Mrugnął do mnie Isaac.
-Nie wydaje mi się. Jestem może inna niż inne dziewczyny, ale mogę wam powiedzieć, że jestem zwykła. Nic we mnie takiego nadzwyczajnego.
-Wiele osób ci to powie. W twoim przypadku, faceci.
-Czemuż to akurat faceci, Paul?
-Ponieważ przyciągasz ich jak magnez.
-Ach tak? Was też?
-Oczywiście, że nie mnie.-Wtrącił August.
-Wiemy to, Gus. Jesteś ''nietykalny'', tak?
Zaśmiałam się cicho zerkając przed siebie.
  Moi towarzysze dyskutowali na jakiś temat, a ja rozejrzałam się po lesie do którego weszliśmy zaledwie 15 minut temu. Była to długa droga, ponieważ ich baza znajdowała się na końcu miasta, daleko... A mówili mi, że samochód zostawili gdzieś przy wyjeździe z lasu. Tutaj, ulatniał się przepiękny zapach jak to po deszczu. Uwielbiałam go chłonąć, był przecudowny. Lubiłam chodzić po lesie, a szczególnie po deszczu, lub w jego czasie. To odprężające, tak spacerować.
No i nareszcie. Ujrzałam czarną hondę accord.Nie za bardzo znałam się na samochodach, ale rozpoznawałam ich wygląd i mogłam określić jaką nazwą dysponuje.
-No, wsiadaj młoda.-Z uśmiechem na twarzy krzyknął do mnie Isaac.
Spiorunowałam go wzrokiem.
-Nie mów do mnie młoda.
-Ale jesteś najmłodsza, młoda.-Podkreślił znów słowo ''młoda''. Przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu.
Jechaliśmy z 20 minut, ja patrzyłam przez okno, a chłopaki opowiadali sobie kawały, które nie były najgorsze. Jeden udało mi się dosłyszeć, wtedy właśnie nie wytrzymałam i prawie wyplułam wodę. Zrobiłabym to, gdyby to nie był samochód jednego z moich kumpli. Chyba Isaac by mnie zabił, bo ten samochód był dla niego jak dziewczyna. Dziwne jest to, jak można ''darzyć'' miłością i uczuciem samochód, chodzi mi tu o faceta... No proszę was...
Kiedy weszliśmy do dość zadbanego i wypasionego pomieszczenia, aż mnie zatkało.Myślałam, że ta baza wilkołaków będzie wyglądać jak pobojowisko, ale jednak nie.
-Ładnie tu...-Szepnęłam.
Uśmiechnął się Paul wpatrując się we mnie. Nagle gdy się otrząsnął, powiedział do chłopaków.
-Dobra. Isaac! Chodź, nauczymy El kilku ruchów.
Po chwili doszedł do nas właśnie Isaac, który witał się wcześniej z grupą swoich znajomych wilkołaków.
-Ubierz to. -Podał mi jakiś czarny strój Paul.
-Po co?
-Chyba nie chcesz, żeby twoje ubranie ucierpiało.-Mrugnął do mnie Isaac.
Uśmiechnęłam się szeroko i poszłam się przebrać. Kiedy wyszłam na salę treningową, która była aż ZA bardzo nowoczesna, stałam chwilę w miejscu i po kolei patrzyłam na te wszystkie sprzęty... po prostu wow.
 Po chwili rozgrzewki Paul z uśmiechem mówi.
-No to dawaj...
-Ale...
-No wiem, że potrafisz.-Ciągnie Paul.
Isaac tylko się uśmiechał jak zwykle.
Po dwóch minutach było lepiej.
-Ale ja nie mogę was... serio mam was... walnąć?
-Mocno. To trening, daj spokój, nie zbijesz nas przecież. Jesteś człowiekiem...
-No właśnie Paul. Może przystawimy początkującego?-Mówi Isaac.-Na pewno jak nas uderzy, może złamać rękę. Mamy za twardą skórę.
Po chwili Paul przyprowadził jakiegoś wilkołaka. Widać było, że świeży po przemianie jeszcze nie wiele umiał.
-No coś ty...
-Chcesz złamać rękę na mnie?-Mówi Isaac.
Westchnęłam.
Potem wymknęło mi się wszystko spod kontroli. Ale i tak nieźle...
Po dwóch godzinach byłam trochę zmęczona. Ale i tak było fajnie. Chłopaki zgarnęli mnie już do domu, na rękach miałam małe strupy, bo widocznie za mocno uderzałam niczym o worek treningowy.Nie chciałam ich bandażować, nie widziałam potrzeby.
Pożegnałam się z nimi i kiedy weszłam do domu, Cassie dalej mierzyła wzrokiem Joego. Uśmiechnięta usiadłam koło nich.
-A wy co? Przez kilka godzin rozmawiacie? Dziwne...-Mruknęłam.
-Ja już nie mam ochoty z nim rozmawiać. Idę.
-Co ci się stało w ręce? -Roześmiał się Joe rzucając złośliwie.
-Nic. -Wzruszyłam ramionami.
Cassie zeszła jeszcze na dół po sok, i spojrzała się na mnie krzywo.
-Cuchniesz wilkołakami. Nie mów mi, że byłaś gdzieś...
-A jeśli tak, to co w tym złego?-Mówię obojętnie.
-Elise, to chyba nie odpowiednie towarzystwo...
-Pozwól mi, że ja będę decydować kto jest dla mnie odpowiedni.-Uśmiechnięta mrugnęłam do niej.
Ona bez słowa z dziwną miną oddaliła się na górę.
-Widzę, korzystasz z tego, że nie jesteś chora na tego... raka, tak?
-Coś ci powiem. Ludzie opowiadają o odwadze chorych na raka i ja tej odwadze nie zaprzeczam.Ale zapewniam, że w tamtej chwili, kiedy umierałam, byłam bardzo,bardzo szczęśliwa, że umieram.
-Dlaczego?-Spytał widocznie nie rozumiejąc mnie.
-Może i dzięki Kate odzyskałam życie, ale od śmierci nie da się uciec. Jeśli miałam umrzeć, to prędzej czy później tak się stanie.
-Może i masz racje. Ale to nie jest powiedziane.
-Mówiłam wiele razy, przestań zaczynać ten temat o raku. Mam go dość. Jeśli mam kilka tygodni, lub miesięcy pożyć w spokoju, to przestań o tym gadać. Kiedy stąd znikasz?
-Kiedy będę chciał.
-Jesteś śmieszny. Uważasz, że wszystko ci wolno? Och, przepraszam bardzo. Przecież tobie ''wszystko wolno'', tak być odpowiedział, prawda? A mogę się założyć, że o życiu mało co wiesz. Masz za dużo w tyłku, pewnie sobie teraz myślisz, co ona sobie uważa, jakim prawem tak mówię, ale przepraszam cię. Mówię otwarcie to, co myślę. Mówię ci to, co zauważyłam, a chyba zauważyłam to, że uważasz siebie za kogoś wielkiego, a pewnie jesteś zwyczajnym kimś, istotą nadnaturalną - możliwe. Nie obchodzi mnie to, ale czy to takie trudne, żebyś zaczął zachowywać się jak my wszyscy, a nie jak książę, bo widzę, że cały czas chodzisz dumny jak paw, niby z czego? Jestem bardzo ciekawa, co taki ktoś jak ty robi tutaj, zjawiasz się nie wiadomo skąd, uważasz się za kogoś wyższego... Mam dwie prośby. Przestań mówić o śmierci i o mojej chorobie która nadal we mnie gdzieś siedzi, i zachowuj się choć w jednym stopniu jak normalna osoba, bo naprawdę, wyglądasz i zachowujesz się jak pan wszystkiego i wszystkich. A teraz przepraszam jaśnie pana, muszę się przewietrzyć.
Wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na leżaku i wpatrywałam się teraz w czyste niebo, a na nim widoczna była tęcza. Słońce grzało teraz mocno. Pomyśleć, że kilka godzin  temu była burza...
Ale zaraz...zrobiłam dobrze, wywalając wszystko z siebie, to co myślę o tym Blacku? Szczerze? Nie obchodzi mnie to, jego też pewnie nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz