sobota, 5 lipca 2014

Od Elise

  Zeszłam na dół kiedy poszła koleżanka Cassie. Nie zbyt ją znałam, ciężko zawierałam nowe znajomości. Moim przyjacielem był Damon, który od 14 lat jest dla mnie ważny.Jest dla mnie jak brat. A ja dla niego jak coś więcej, niż przyjaciółka. Kiedy miałam te 14 lat, powiedziałam mu, że nie mogę z nim być, bo kiedy odejdę, to go zranię... A ja chcę zminimalizować liczbę ofiar w swoim zasięgu. Jednak on mi na to, że się nie podda. No i dalej delikatnie i ostrożnie stara się do mnie zbliżyć... Nie miałam chłopaka, i nie zamierzam mieć. To strata czasu na mizianie się, a wiadomo, że danemu chłopakowi chodzi tylko o seks. Ja nie chcę się z nikim wiązać, jedynym znajomym mi dobrze facetem jest właśnie Damon. Dziś przyszedł oddać mi telefon który u niego zostawiłam. Poznałam też jego kolegę Paula. Damon to wilkołak tak jak Paul.
-Cześć Damon.-Przytuliłam go na powitanie.
-Cześć Elise Grace.-Mrugnął do mnie z uśmiechem Damon.
-Jak tam Paul? Co z nogą? -Spytałam.
-Nie jest źle. Jakoś się goi. -Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
-Skąd wiesz, że pożarł się z innym wilkołakiem?-Spytał Damon.
-Sam Paul mi opowiadał.
-Tęskniłaś za mną?-Damon jak zawsze nie ukrywał uśmieszków.
-Oczywiście, że nie.-Zaśmiałam się z Damonem.
-Kto to jest?-Paul miał na myśli siedzącego w kuchni Joego.
-Joe Black.
-A konkretniej?
Zauważyłam, że Damon zaczyna robić się zazdrosny. Ale o co? To tylko dla niego nieznajomy koleś w moim domu...
-Słuchajcie, to nikt ważny...
-Dla ciebie?-Mruknął Paul.
Roześmiałam się.
-On jest dla mnie obojętny. Jak ma być tutaj, to będzie.
-Widziałem niezłą dziewczynę po drodze... uff...-Szepnął Paul.-Chodź musze ją złapać...Wychodziła stąd, znasz ją?
-Ma na imię Samantha. -Mówię obojętnie.
Damon podał mi telefon cały czas nie odrywając ode mnie wzroku.
-Chodź stary!-Mówi poddenerwowany Paul.
-Dobra, idę... Do zobaczenia Elise Grace.-Znów do mnie mrugnął i odszedł.
Obydwaj byli zabójczo przystojni. Jednak nie w moim typie. Damon był rozrywkowym, mądrym dziewiętnastolatkiem a Paul był jego klonem. Identyczni z charakterów...
Wróciłam do kuchni i usiadłam na krześle. Joe zajadał masło orzechowe a Cassie poszła na górę.
-Nie nudzi ci się ta brązowa paćka?
-Jaka tam paćka. Dobre to masło orzechowe. Widzę, że jednak potrafisz się od czasu do czasu pośmiać.
-O co ci chodzi?
-O twoich znajomych, zgadza się? Myślałem, że ich nie masz.
-Och, daruj sobie.
-Jeden z nich, to twój chłopak, hmm?
Próbowałam powstrzymać rozbawienie, i uśmiech. Jednak nie udało mi się.
-Nie.Nie mam chłopaka.-Mówię zaczynając się uśmiechać.
-No proszę, widać potrafisz się szczerzyć.
-Dziwadło...-Syknęłam po chwili już kompletnie nie przestając ukrywać uśmiechu.
-Odezwała się ta, co w czasie choroby, a nawet po, czyta książki o śmierci.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem.-Uśmiechnęłam się szerzej i wpatrzyłam się w niego.
-To chyba nasza jedyna rozmowa, w której udział bierze twój szczery uśmiech.
-Co ty masz do mojego uśmiechu?
-Nic. Tylko to dziwne zjawisko, jeśli cały czas chodzisz zła na wszystko i wszystkich.
-Daruuuj sobie.-Westchnęłam.-Ty jednak uśmiechasz się zawsze.
-Taki jestem. -Mówi obojętnie.
-A teraz zgrywasz obojętniaka, ciekawe.
-Jesteś strasznie dziwną dziewczyną.
-Jedyną jaką widziałeś.
-Co to miało znaczyć?-Uśmiechnął się szerzej.
-Nic,nic.
Zeszła Cassie, przerywając naszą niecodzienną rozmowę. Zaraz potem ruszyła na górę, a ja znudzona totalnie wpatrywałam się w lodówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz