niedziela, 6 lipca 2014

Od Elise

 W pokoju napisałam do Isaaca czy czasem nie zabrałby mnie do studia tatuaży. Podobały mi się one, ale nie duże. Postanowiłam, że zrobię sobie jeden. Wilkołaki miały tatuaże, zdarzało się, że czasem miały i na całym ciele. Co dotknęło mnie w rozmowie z moją siostrą? To, że Sam nie przyjdzie, bo Joe musi być. Ja właśnie nie chcę go widzieć, staram się go unikać, bo wiem, że następna jego zaczepka zakończy się tak samo. Coś czułam, że chyba nawet on nie lubi wilkołaków, skoro tak się ich czepia. Jak nie pijawki, to wilkołaki.Zawsze ktoś musi wynaleźć jakiś problem.
  Na dole ujrzałam Sam, która pewnie dopiero co złożyła wizytę Cassie. Ale zdawało mi się, że nie jej ,tylko Joemu. Idąc do lodówki nawet na nich nie spojrzałam. Potraktowałam ich jak powietrze, a Sam spojrzała na mnie tak, jakby chciała powiedzieć ''Idź już stąd, chcę pobyć z nim sam na sam''. Rzygać mi się chciało, więc złośliwie udałam, że zbiera mi się na wymioty. Joe ukrył rozbawienie a Sam lekko się zdenerwowała coraz bardziej przysuwając do niego.
-Mam nadzieję, że te twoje kundle szybko stąd pójdą.
Zatrzymałam się i ścisnęłam w dłoni szklankę. Gdybym była aniołem już dawno by stłukła się w mojej dłoni. Na pięcie odwróciłam się do niego i wzięłam głęboki wdech.
-Szanowny panie Black, moi przyjaciele mają tu takie same prawa jak i pan, a nawet większe. Niech pan się uspokoi, bo chcę choć jeden dzień nie doświadczyć podobnej sytuacji co wczoraj.
-A cóż się pani takiego stało?-Spytał dalej ukrywając rozbawienie.
-Od kiedy to pana interesuje to co się ze mną dzieje? Myślałam, że jest pan nic nie wartym workiem bez uczuć który myśli tylko o swoim tyłku.
-Proszę pani...
Nagle przerwała nam Sam.
Kiedy zaczęła trajkotać bez sensu mnie i Joego wzięło na wybuch śmiechem, jednak oboje się z trudem powstrzymaliśmy. Kiedy skończyła, i uspokoiła swój napad zazdrości, skomentowałam.
-Sam, nie bądź zazdrosna, nie ma o co. A radzę ci, odpuść sobie. On nawet gdyby chciał nie umiałby kogoś pokochać, bo to zadufany w sobie mały nic nie znaczący pieprzony chłopaczek.
Mrugnęłam do Sam i odeszłam. Zwykle starałam się go unikać, ale on sam prosił się o kolejną rozmowę z nim. Chyba lubił, kiedy się złościłam! Czy ja proszę o zbyt wiele? Jeden dzień spędzony na spokojnie bez żadnych kłótni...

  Po wypadzie ze znajomymi wróciłam do domu z małym tatuażem na obojczyku. Wyglądały tak,jakby ktoś spłoszył grupę ptaków... Powiedziałam moim kumplom, żeby nie wchodzili do domu. Zdemolują mi dom, a bynajmniej większość z nich. Jedynie Damon i Isaac tak nie robią. Pożegnałam się z nimi i weszłam do domu. Cassie oglądała jakiś film, dosiadłam się do niej. Po kilku minutach oglądania do domu wszedł Joe.Usiadł koło mnie i zaczął znów mnie drażnić. Zaczęłam się denerwować.
-Przestań...-Usłyszałam głos Cassie.
Ja zagryzłam zdenerwowana wargę wpatrując się w ekran. Cassie oglądała najwyraźniej Harrego Pottera cz. 4. Moją ulubioną była 4 i 5. Moją ulubioną postacią była Bellatrix, a zaraz po niej Ron. Zawsze można  się z niego pośmiać, ale mi ostatnio nie jest do śmiechu. Wymuszony uśmiech to najprawdziwsze kłamstwo...
 Kiedy poczułam, że ręce zaczynają mi się trząść, wstałam chowając ręce do kieszeni i wyszłam na zewnątrz powoli kierując się do lasu. Czy on zawsze musi to robić...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz