niedziela, 6 lipca 2014

Od Willa

  Natychmiast się poderwałem, wiedząc, że Kalona może czaić się gdzieś tu. Nie chciałem o nim myśleć - samo to sprowadzało go tu. Cassie chciała coś powiedzieć, widząc, że idę za Elise, ale w końcu odpuściła.
  Między drzewami przywitała mnie znajoma reakcja.
- Nie... Znowu ty?! - odwróciła się wściekła - Nie możesz usiedzieć na dupie w kuchni przy tej papce? Zawsze musisz za mną łazić?
Nie uśmiechałem się, ani nie śmiałem. Oparłem nogę o kamieniu i splunąłem w trawę.
- Nie powinnaś tu sama przychodzić - powiedziałem poważnie.
Elise aż drgnęła słysząc mój ton i widząc moją twarz.
- Co się z tobą stało Joe? - udała z przesłodzoną, teatralną troską - Ktoś cię podmienił?
Podszedłem do niej szybko i złapałem ją za ramiona.
- Mówię serio - syknąłem.
Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Co ci się stało?
- Wiesz, jakbyś czasem przestała mierzyć innych, a szczególnie mnie własną miarą może zrozumiałabyś coś więcej.
Wyrwała mi się zła.
- Chcesz mnie dalej dręczyć i docinać mi?! To nie ja się tak zachowuje, tylko  ty!
- Widocznie mam powody - krzyknąłem, a z pobliskich drzew zerwały się tłumy ptaków. Kruków. To nie świadczyło dobrze.  Odkąd tu ich tyle?
 Elise pokręciła głową.
- Idź stąd. Proszę.
- Nie mogę - szepnąłem rozglądając się, a na moich ustach mimowolnie zagrał złośliwy uśmieszek - Czyżbyś bała się, że znów cię pocałuje?
- Znów to samo! - powiedziała wyrzucając ręce w powietrze zrezygnowanym tonem - Ty nigdy nie umiesz być poważny.
Uniosłem brwi.
- Ładny tatuaż - mruknąłem nadal przeczesując wzrokiem drzewa.
- Dziękuje - burknęła chodząc w koło, a potem spojrzała na mnie - Mam do ciebie pytanie.
- Mh? - mruknąłem  czując, że patrzy na mój siniak na ręce, którego nie udało mi się zamaskować, po walce z... nim.
- Czemu masz taki pieprzony styl życia? - szepnęła - Czy ty żywcem chcesz żebym cię nienawidziła?
Spojrzałem na nią roztargniony.


http://www.teen.com/wp-content/uploads/2014/01/week-in-review-zac-efron-robsten.gif

  Podszedłem do niej szybko i złapałem ją za ręke. Wstrzymała dech.
- Chciałbym, aby wreszcie nadszedł ten moment, gdy przestaniesz mnie nazywać pieprzonym dupkiem - uśmiechnąłem się złośliwie - Oczywiście, jeśli tylko ty zmienisz nastawienie.
- Jesteś... nienormalny... serio.
- Wiem - wyszeptałem, znów zaczynając się teleportować. Pomyślałem machinalnie o wodzie... I wtedy Elise znów złapała mnie za ramię.
 Chwilę potem staliśmy na jakimś transatlantyku. Elise wciągnęła powietrze, a ja spojrzałem na nią.
- Czemu mnie chwyciłaś? - zapytałem cicho.
Wzruszyła ramionami.
- Chciałam się na chwile wyrwać z tej dziury, to po pierwsze - szepnęła, a potem złośliwie rozbłysły jej oczy - A po drugie nie mogłam przepuścić okazji, by również cię podręczyć.
Zaśmiałem się szczerze.
- A któż by pomyślał! I to ja niby jestem tym winnym?
Zignorowała mnie.
- Masz moc, czy znowu będę musiała pozwolić ci się obślinić?
Parsknąłem śmiechem.
- Może mam... A może nie. A tobie na pewno by się to spodobało.
- Na pewno nie.
Elise przewróciła oczami i zrobiła parę kroków, a potem się odwróciła.
- I żeby było jasne. To że tu z tobą jestem kompletnie nic nie znaczy. I tak cię nie cierpię.
Uśmiechnąłem się lekko, a gdy kroki Elise ucichły z westchnięciem spojrzałem na ocean.

http://media.giphy.com/media/1123dgoVLTIX6M/giphy.gif


Nie wiem ile czasu minęło, ale poczułem dłonie na oczach. Udałem zamyślenie.
- Hm...Kto to mógłby być? Czyżby... Syrenka?
Usłyszałem parsknięcie, ale kontynuowałem.
- Albo Kapitan Siwobrody?
- Z pewnością nie -  powiedziała "nieznajoma" - To tylko ja - twoja wredna towarzyszka, która miała nadzieję, że gdy stracisz orientację, wpadniesz do oceanicznej toni.
W jednej sekundzie złapałem ją za ręke, po czym wyrzuciłem do góry popychając lekko, tak, że usiadła na samym końcu dziobu statku. Popatrzyła mi pewnie w oczy.
- Nie boję się.
- A ufasz mi?
- Ani trochę.
Zaśmiałem się cicho, po czym puściłem ją. Machała tylko beztrosko nogami. Gwizdnąłem z podziwem.
- No, no... Odwaga u ciebie widzę pierwsza klasa.
- Ja to nie Sam.
Przewróciłem oczami.
- Całkiem miła... - i ładna z niej dziewczyna - mruknąłem.
- O tak z pewnością - skomentowała Elise - A jaka rozgadana...
Teraz nie mogłem się nie roześmiać, ale złośliwie powiedziałem.
- Przynajmniej, nie traktuje mnie jak bezuczuciowy worek. I usta też ma mięciutkie.
- Lizałeś się z nią? - spytała z obojętnością patrząc na ocean.
- Skądżeby - wzruszyłem ramionami - Tyle, że cały czas je podejrzanie blisko trzymała.
Elise przyjrzała mi się sceptycznie.
- Skąd ty się urwałeś? Zawsze jesteś taki dziecinny, czy tylko udajesz Panie Black?
Wymijająco wzruszyłem ramionami.
- Ale o co chodzi?
- Naprawdę nie widzisz, że się w tobie kocha?
- A kocha się? - spytałem zdziwiony.
Elise parsknęła śmiechem.
- Prawdziwy z ciebie dzieciak, ale... pomóż mi zejść.
- Twe rozkazy są dla mnie święte, o Pani.
- Odkąd ty się taki miły zrobiłeś? - mruknęła - Podejrzewam, że masz DDdZ, czyli Dzień Dobroci dla Zwierząt?
- Uważasz się za zwierzę? - spytałem stawiając ją na deskach.
- Oczywiście, że nie - zaparła się - Chociaż...
Roześmiałem się głośno.
- Wiesz co znudziło mi się bycie dla ciebie miłym.
- Tak też myślałam. Mi też.
- To co? Wracamy do normy?
- Pewnie.

Po powrocie istotnie Miła Elise, zamieniła się w Zwyczajną Elise. Rzucała mi kpiące spojrzenia, gdy jadłem masło, albo wredne komentarze, typu:
- Za niedługo zamienisz się w słoik masła orzechowego.
- Czyżby twoja cera powoli zamieniała się w odcień tej papki?
- Zakładam, że twoje odpady fizjologiczne zawsze mają kolor tego masła.
Przy ostatnim zaperzyłem się.
- Ja nie oddaje potrzeb fizjologicznych w przeciwieństwie do ciebie moja droga. Twoja siostra ostatnio zastanawiała się przy mnie głośno czy masz gazy, gdy długo zajmowałaś łazienkę Panno Evest.
Ostatnią wredną uwagą zamknąłem jej usta. Tak naprawdę Cassie wcale nie zastanawiała się przy mnie nad żadnymi gazami Elise. Teraz gdy ta wyszła, szczerze dusiłem się ze śmiechu.
- Co ci tak wesoło? - mruknęła potem Cassandra wchodząc do kuchni.
Machnąłem ręką nadal się śmiejąc. Po północy przyszła Elise, trzymając poduszkę pod pachą i myjąc zęby. Rzuciła ją we mnie, a ja w ostatniej chwili złapałem.
- Wiesz co pomyślałam, że jak już pasożyt zadomowił się w naszej kuchni to chociaż przyniosę mu coś pod głowę.
- To naprawdę miłe z twej strony - ukłoniłem jej się teatralnie, a potem przyjrzałem poduszce i zmarszczyłem nos - Czym ona tak... śmierdzi?
- No cóż, przyniosłam ją z piwnicy... wybacz innych nie było. Tą kiedyś zajmował nasz jeden, jedyny pies... Azor bardzo często traktował ją... no wiesz, jak sukę.
Widząc moją minę, teraz ona dusiła się ze śmiechu. Rzuciłem w nią poduszką, ale za późno, bo zatrzasnęła drzwi. Słysząc jej histeryczny śmiech na schodach, pokręciłem głową i opadłem na siedzenie. Zamknąłem oczy. Naszedł mnie dziwny sen, przedstawiający mnie samego...

http://media1.giphy.com/media/HRVCgdCTHo9IA/200.gif

Nie spałem nawet tyle ile zajęło mi zasypianie. Boże, czy nawet mi muszą się śnić takie pokraczne sny?  Zerknąłem na masło orzechowe i uśmiechnąłem się lekko. Było ze mną zawsze, więc czemu i nie teraz? Jadłem myśląc o dzisiejszym dniu.




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz