piątek, 4 lipca 2014

Od Jeremiego

Szczerze? Moje życie bez Johny było pozbawione kompletnego sensu. Żyłem w dziwnym odrętwieniu mając nadzieję, że Joe zabierze mnie stąd jak najszybciej. Oczywiście, obawiałem się o przyszłość córek... Jednak moje pęknięte i rozerwane serce było kompletnie nie zdatne do działania. Nie mogłem znieść myśli, że kładłem spać się sam... Nie czując obok siebie znanej bliskości i nie słysząc bicia serca ukochanej. Że wstawałem sam, a gdy chciałem się odwrócić do Jen i powiedzieć "Zaraz zaśpisz do pracy skarbie" napotykałem tylko zimne, puste miejsce. Wieczorem Zack wyciągnął mnie na piwo. Niezbyt entuzjastycznie popijałem płyn patrząc w przestrzeń.
- Wiesz co? Życie jest głupie i prymitywne.
- Dokładnie - przytaknął mi mrucząc jakąś nieznaną mi piosenkę.
- Najpierw się rodzisz... Krótko żyjesz... A potem... PUF. I cię nie ma...
- Dokładnie... PUF!
- PUF! - powtórzyłem dobitnie i popiłem browara.
 Długo dyskutowaliśmy na temat idei życiowych, gdy nagle Zack zapytał mnie.
- O co chodzi z tym Joe'm Blackiem?
Znieruchomiałem i popatrzyłem na niego.
- Skąd o nim wiesz?
Uśmiechnął się lekko.
- Mam swoje kontakty.
Wzruszyłem ramionami.
- Chłopak, jak chłopak.
- Nie wierzę. Jerry, o co chodzi...?
- Zack... Proszę cię.
- Przede mną nic nie ukryjesz, zbyt dobrze cię znam Jeremy. Przecież możesz mi ufać...
I już otwierałem usta, lecz nie zdążyłem nic powiedzieć, bo rozległ się krzyk. Jakaś dziewczyna zraniła się kieliszkiem w dłoń. Odstawiłem swoją szklankę i pospiesznie wyszedłem z baru, czując na sobie spojrzenie Zacka. To nie był już mój stary, oddany przyjaciel. Zaczął się zmieniać pod wpływem władzy.
  Zmęczony ruszyłem do domu. Miałem wrażenie, że wszystko się zmienia. Cały świat.
W nie zastałem nikomu. Dzieciaki... A raczej śmierć z moją córką siedzieli w kuchni. Coś nie pozwalało mi tam wejść, zmęczony ruszyłem do sypialni. Położyłem się na łóżku patrząc w sufit. Ile bym dał, żeby Johanna tu była... Obok mnie. Od jawnej udręki ratowała mnie jedyna myśl, że niedługo i ja do niej dołączę... Oby tylko panu "Urlopowiczowi" zachciało się wracać do tego prawdziwego miejsca, z którego przybył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz