piątek, 4 lipca 2014

Od Nadii

Wieczorem następnego dnia pakowałam się wraz z Kamilem. Postanowiliśmy jednak jechać do ameryki. Może nawet zostaniemy tam? W sumie to był dom matki Kamila i Kai. Wiedziałam że Kamilowi bedzie ciężko spojrzeć w oczy facetowi który.. jest jego ojcem. Ale musiał dać radę. Obiecałam mu że będę przy nim. Ja i nasze jeszcze nie narodzone dziecko. Byłam dopiero w trzecim miesiącu. Nikt nie robił ze mnie kaleki. normalnie sprzątałam w domu, uczyłam się i nawet pracowałam dorywczo. Wszystko było normalne. Oprowadzałam gości po muzeum sztuki i nikt nie patrzył sie krzywo ze jestem niepełnoletnia i w ciąży. Gratulowano mi nawet. 

-Kamil?-zapytałam.
-Tak?
-A jak nie spodobam się twojemu ojcu?
-Nawet tak nie myśl. Zresztą.. nie nazwał bym człowieka którego nie widziałam przez całe swoje życie "ojcem". Nawet nie wiem czy on mnie zaakceptuje i Kaje. 
-Na pewno. W końcu to on się przyczynił do waszego powstania.-powiedziałam z uśmiechem.
-No tak ale to co innego. A jak prawda jest taka że matka uciekła od niego pod pretekstem poszukiwania matki?
-Nie wiesz co jest prawdą a co nie. Właśnie. Wasza babcia zaakceptowała waszą matkę i przyjęła ją z otwartymi ramionami. Z wami też tak bedzie.
-Ja bym nie mógł zostawić ciebie i naszego dziecka. Nigdy. Nie zrobił bym tego tobie i szczególnie nie chciałbym by mały albo mała szukał mnie potem po całym świecie. O ile by chciało mnie poznać. 
-Nie mów tak. Na pewno by chciało. 
-No dobrze.
Pocałował mnie w czoło. 
Zapakowaliśmy część naszych rzeczy do dwóch walizek. Nie braliśmy za dużo rzeczy. Tylko te najpotrzebniejsze. Wiedziałam że Kamil mnie kocha. Nie musiałam się domyślać tego, widziałam to i czułam poprzez więź która łączyła mnie z moim chowańcem. To śmiesznie brzmiało. Kamil nie był tylko zwierzęciem. Traktowałam go nadal jak normalnego człowieka. Jednak w tym domu tylko ja byłam zwykłym człowiekiem. I nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się z tego kim byłam i nie chciałam niczego zmieniać. Nie chciałam być żadna istotą nocy. Wolałam umrzeć śmiercią naturalną wiedząc że na świecie żyją moje dzieci i wnuki a może nawet prawnuki. Byłabym przeszczęśliwa. To było to o czym marzyłam. Być szczęśliwą babcią siedzącą w ogrodzie z wnukami które bawią się a ja siedzę przy stole z moimi dziećmi i Kamilem. Chciałam mieć duży domek zdala od cywilizacji w którym każda osoba z mojej rodziny mogla się zatrzymać i spędzić miło dzień albo więcej. Jednak czy nie wymagałam od życia za wiele? Oby to o czym marze się spełniło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz