wtorek, 1 lipca 2014

Od Kai

 Żywcem nie mogłam dojść do siebie. To wszystko było przerażające... Przecież ja się przy nim przebierałam... brałam prysznic... opowiadałam najgłębsze sekrety, których na pewno nie powierzyłabym bratu - nie ze względu na zaufanie do niego, tylko treść! No bo jaka normalna dziewczyna powiedziałaby swojemu bratu, że facet, który jest od niej dwa razy starszy ma fajny tyłek?!
  Jednak gdy tylko się uspokoiłam i przemyślałam to... moje serce opanowała jakaś niewyobrażalna i gwałtowna radość. A jednak... Nie zostałam sama! Nie rozumiałam, dlaczego stał się psem... To było niewyobrażalne. Dopiero Aron wszystko mi wytłumaczył...
 Gdy Kamil spojrzał na mnie, coś we mnie drgnęło i przytuliłam się do niego z całej siły. Długo nie mogłam - a raczej nie chciałam - go puścić. Z oczu pociekły mi mimowolnie łzy. Aron jakoś się ulotnił, a Kamil gładził mnie po włosach w milczeniu.
  Nie wiem ile minęło czasu, ale kołysana biciem jego serca i oddechem, przemęczona wcześniejszymi zdarzeniami, zasnęłam w jego ramionach. Tej nocy nawiedzały mnie dziwne sny. O tym, że Kamil przemienia się w maleńkiego ratlerka, a potem to samo dzieje się ze mną, tylko zamiast się zmienić leżę na podłodze nieruchomo i wypluwam czarną sierść, a Aron zaczyna się ze mnie śmiać.
  Gdy się obudziłam, mój pokój już cały był zalany słońcem. Zerknęłam na kalendarz. Niemożliwe, dziś nadszedł dzień moich 16 urodzin! Moich - i Kamila. O dziwo strasznie bolała mnie głowa i piekła skóra. Niewidzącym wzrokiem popatrzyłam na swoje palce. Były dziwnie niebieskawe... Uznając, że mam omamy, z głuchym westchnięciem wtuliłam się w poduszkę, jednak nie mogłam zasnąć. Przewracałam się co chwile, zmieniałam pozycję, ale nic to nie dało. Wreszcie, koło dwunastej podźwignęłam się i już całkiem rozbudzona spojrzałam na swoje ręce.
  Wrzasnęłam, jak nigdy wcześniej. Zaczęłam przecierać oczy, ale to tylko wzmogło pieczenie. Co się stało?! Czyżbym już zupełnie zwariowała? Szybko nasunęłam szlafrok i pobiegłam do Arona. Energicznie zapukałam do jego sypialni. Gdy w drzwiach stanął właściciel, z moich ust wylał się potok łez.
- I... wtedy zobaczyłam... niebieskie! Niebieskie!
- Pokaż - zażądał krótko.
Drżąc cała wyjęłam dłonie z kieszeni i podniosłam rękawy...
Coś przewróciło mi się w żołądku. Ręce były normalne, pieczenie też ustało...
- Ale... Jak to... - zaczęłam zmieszana.
Aron popatrzył na mnie ze współczuciem. Położył mi dłoń na ramieniu.
- Kaja, wiele przeszłaś tej nocy. Może po prostu wróć do łóżka... To były pewnie tylko omamy - dodał łagodnie.
- Ale... - zaoponowałam przestraszona. Przecież nie byłam ślepa! Co się stało?!
Nie wróciłam do pokoju, tylko przygnębiona zeszłam do kuchni. Zastałam tam Kamila, w ludzkiej postaci, zjadającego śniadanie. Wzdrygnęłam się lekko, na jego widok. Nadal nie mogło do mnie dotrzeć, że ktoś kogo tak długo opłakiwałam, jednak żyje.
  Kamil na mój widok wyszczerzył się z ustami pełnymi jedzenia.
- Jak ci się spało?
- Dobrze - powiedziałam cicho.
- To się cieszę... Siadaj...
Mechaniczne, powłócząc nogami, usiadłam koło niego na wysokim stołku przy barku. Gdy porwałam mu jedną z kanapek i mętnie przeżuwałam, Kamil powiedział.
- Co z tobą? Tak dziwnie promieniujesz.
Spojrzałam na swoją skórę. Faktycznie, jarzyła się na pomarańczowo. Złapałam się za głowę.
- To nic takiego - wymamrotałam - Trochę źle spałam.
Po chwili Kamil sobie coś przypomniał.
- Mam tu coś dla ciebie - powiedział, po czym wyciągnął coś z kieszeni i przesunął ku mnie.
Zaskoczona otworzyłam podłużne, niebieskie pudełeczko. Zdusiłam okrzyk. w środku tkwiła piękna, srebrna bransoletka. Doczepione były do niej różne przywieszki. Dwa serduszka - jedno malutkie, wysadzane setkami małych brylancików - drugie większe, w czerwonej oblamówce. Jeden, błyszczący słonik - zapewne na szczęście - i miniaturowe pióro, związane pewnie z moją pasją. Wzruszyłam się, że Kamil pamiętał, że interesuje mnie świat literatury.
-  I taki dodatek - dodał szeptem, a na jego wyciągniętej dłoni zaczął połyskiwać mały piesek. Zachwycona ujęłam go palcami i przysunęłam do oczu. Idealnie przypominał husky'ego. Niebieskie, żywe oczy jarzyły się po obu stronach. Twórca nawet postarał się odwzorować charakterystyczną łatę na uchu, pewnego dobrze znanego mi psa. Wzruszona podziękowałam cicho.
- Ja niestety nie mam jeszcze dla ciebie prezentu - szepnęłam zakładając bransoletkę - Chyba, że wolisz dostać znicza i wiązkę kwiatów.
Kamil zaśmiał się szczerze. Wstając zmierzwił mi włosy.
- Jadę do szpitala, zobaczyć co u Nadii - powiedział - Jedziesz ze mną?
- Tak, tak - poderwałam się zamyślona. Ręce znów zaczęły piec, dlatego schowałam je za plecami -  Zamierzasz jej powiedzieć prawdę... o sobie?
- Nie wiem - przyznał szczerze - Zobaczę...
 Parę minut później jechaliśmy już do szpitala. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć Nadię. Lubiłam tą dziewczynę.




































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz