piątek, 4 lipca 2014

Od Willa

- Będę miała kłopoty? - zapytała czarodziejka.
- Pewnie tak - odparłem beztrosko - Nikomu nie ujdzie na sucho przeszkadzanie śmierci.
Zaległa cisza. Po chwili ją przerwałem.
- Nie powiem, że szkoda by było takiego życia... takiej osoby - mruknąłem.
Kate przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Jakoś za Johanną tak bardzo nie "cierpiałeś".
- Różnica wieku - odparłem wymijająco i popiłem mętny sok.
- Różnica wieku? - mruknęła - Ona po prostu wpadła ci w oko! - dokończyła z triumfem.
Parsknąłem śmiechem.
 - Ona? Ona? Proszę cię Kate! Nie po to tu mnie zesłano, abym bratał się z ludzkimi kobietami.
- Jednak JEST atrakcyjna, nie sądzisz? - dopytywała się Moretz.
Wyplułem do szklanki sok, który przed chwilą wziąłem do ust. Popatrzyłem na Kate. Wiedziałem, że skądś mnie zna... Może nawet znała moją przeszłość. Była naprawdę potężną czarodziejką. Wiedziała kim jest i co tu robię. Jednak nie miała żadnego prawa twierdzić, że spodobała mi się Elise...
- Kate, czy ciebie kręcą jakieś zawikłane sprawy miłosne? - burknąłem.
- Ym... Troszeczkę... Mógłbyś mi pozwolić rozwiązać swoją. Wysłannik śmierci  i dziewczyna która uszła z życiem!
Prychnąłem.
- Widzisz mnie one nie kręcą!
Zły odstawiłem szklankę do zmywarki, a gdy zobaczyłem, że jest pełna, włączyłem ją. Kate uniosła brwi.
- No, no Will widzę, że nawet znasz się na obsłudze sprzętów elektronicznych.
- Nie - jestem - Will  - wysyczałem - Mam na imię Joe.
- Yhm... Tak "Joe". Kto cię tak nazwał? Jeremy? Wiem, że nie możesz im nic powiedzieć, ja też nie zamierzam... Ale zrozum twoje miejsce jest tam na górze... Powinieneś zabrać Jerra i...
Wściekły rozbiłem talerz. Gdy w mgnieniu oka do niej podszedłem, z całego mnie "dymił się", a raczej ulatniał się ciemny gaz. Złapałem ją za gardło i wysyczałem.
- Pilnuj języka Mortez.
- Nie możesz mnie zabić! - odparła beztrosko śmiejąc się - Twoje sztuczki mnie nie przerażają!
Wiedziałem, że oczy zaczynają mi emanować zieloną poświatą, a ręce zaciskać się na jej szyi jak żelazne ręce, jednak w ostatniej chwili wściekły odsunąłem się od niej. Cały dysząc wyszedłem z kuchni uderzając w krzesło. Pobiegłem przed siebie, w biegu zmieniając się w dużego, czarnego psa często nazywanego "ponurakiem" który lubił się pojawiać w miejscach śmierci. Rzecz jasna byłem to ja, mój Mistrz, albo moi poprzednicy, których Czarny Pan wybierał starannie co 50 lat.
 Biegnąc tak, trochę się odstresowałem. Już miałem się przemienić, gdy zobaczyłem dziewczynę łkającą cicho na dużym, omszałym głazie. Nietrudno rozpoznać w niej było Elise. Zacząłem się wycofywać, niestety nie miałem już swojej nieulotnej postaci, którą mogłem przybrać na życzenie.Tylną łapę nadepnąłem na gałązkę.
- Kto tu jest?! - zerwała się z miejsca Elise szybko ocierając łzy. Zamarłem w bezruchu. Po chwili odpuściła, a ja nie ruszałem się jeszcze przez chwilę mając nadzieję, że zaraz odejdzie, a ja nie zdradzę się w żaden możliwy sposób.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz