środa, 9 lipca 2014

Od Willa

 Siedziałem na kanapie nudząc się. Elise dawno już poszła spać. Westchnąłem. Może też bym się przespał? Lecz tej właśnie chwili coś pstryknęło. Zaniepokojony uniosłem oczy... i znieruchomiałem.
 Cho stała przede mną obserwując mnie beznamiętnym włosem.
- Cho - szepnąłem cicho i wstałem. Podszedłem do niej, ale ona mnie odtrąciła. Przygryzła wargę i poprawiła czarne włosy, a potem powiedziała.
- Mam wiadomość dla ciebie Williamie - odparła sztywno, a w jej oczach dostrzegłem cisnące się łzy.
- Cho... - szepnąłem - No co ty... 
Zignorowała mnie i powiedziała.
- Tanatos prosił, aby ci przekazać, że znalazł już rozwiązanie. Zjawi się tu jutro rankiem. I pozdrawia cię - dodała sucho i odwróciła się na pięcie.
Szybko do niej podszedłem. Lubiłem Cho. Nie chciałem tracić jej przyjaźni. Jednak nie kochałem jej i nic nie mogłem na to poradzić.
- Cho wysłuchaj mnie... - zacząłem.
Popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
- Spieszę się.
- Nie, nie spieszysz. Po prostu chcesz stąd wyjść i mnie zbyć.
Zapadła cisza. Cho obserwowała mnie bez słowa, a potem powiedziała spokojnie.
- Tylko ze względu na to co nas KIEDYŚ łączyło, wysłucham cię.
- Cho... przepraszam za to jak cię wtedy potraktowałem... naprawdę...
- Hah! Żałosny jesteś. Myślisz, że małe, głupie przepraszam załatwi sprawę? Pobrałeś ode mnie wspomnienia i zostawiłeś mnie poniżoną w tym Londynie gdy tylko wyciągnęłam od ciebie wspomnienie o tej dziewczynie! Gdybym sięgnęła po inne... gdybyś jej nie zobaczył, przeleciałbyś mnie?
Gwałtownie zaczerpnąłem tchu.
- To nie tak - warknąłem - Miałaś mi tylko pomóc się wzmocnić. Nic ci nigdy nie obiecywałem. Wiem, że pozwoliłem, aby zabrnęło to za daleko...
- Pozwoliłeś?! - spytała histerycznie, ale zignorowałem ją i ciągnąłem dalej.
- I dlatego cię przepraszam.
- W dupie to mam Will. Zniszczyłeś naszą przyjaźń. Wam facetom chodzi tylko o jedno. Teraz ja jestem tu winna, tak?!
- Tego nie powiedziałem! - prawie krzyknąłem - Co się z tobą dzieje Cho?! Kiedyś taka nie byłaś!
- Ludzie się zmieniają - wycedziła, po czym teleportowała się do nieznanego mi miejsca.
Zmęczony opadłem na sofę. Ech... kobiety...  No i zrozum to taką! Najpierw się do ciebie klei, udaje przyjaciółkę, potem chce ci wskoczyć do łóżka, a jak ty to powstrzymujesz to w ostatniej chwili to niszczy wszystko butami - nawet wieloletnią przyjaźń. Co się działo? Od Lee też nie miałem żadnych wiadomości. Czułem, że tu nie chodzi naprawdę o tą całą zarazę... Ktoś wyższy maczał palce w ich zachowaniu.
Nagle w drzwiach stanęła Elise obserwując mnie przenikliwie.
- Ile tu już siedzisz Black? - spytała. Uff... Może jednak nie słyszała tej rozmowy - Wrzaski twojej dziewczyny mnie obudziły - dodała.
A więc jednak. Prześwidrowałem ją spojrzeniem.
- To nie jest moja dziewczyna - powiedziałem spokojniie.
- Ach no tak. Wracam do łóżka - oznajmiła. Idąc rzuciła jeszcze przez ramię - Jak będziesz chciał sobie z kimś powrzeszczeć to zejdź na dół, dobrze?
Przewróciłem oczami i westchnąłem.


Rankiem tak jak zapowiedziała... Cho, pojawił się mój Mistrz Tanatos. Wyglądał jak dobroduszny pan po 40, jednak ja wiedziałem jakie naprawdę skrywa oblicze. Przywitał się z Elise i ze mną. Ona zaproponowała mu herbaty, a on grzecznie odmówił. Usiedliśmy i zapanowała niezręczna cisza.
- No to ten - zacząłem - Cho mówiła, że znalazłeś rozwiązanie dla Elise.
Zainteresowana ożywiła się wyraźnie, wcześniej nie znając przyczyny wizyty jegomościa.
- Tak - odparł prosto - Znalazłem.
Znów zapanowała cisza. Tym razem Elise odezwała się nieśmiało.
- A można wiedzieć... jakie?
Zaśmiał się.
- Wy młodzi niecierpliwi.... Wszędzie wam się spieszy... No ale niech będzie. Zacznijmy od tego... Will... ehm... to znaczy... Joe, och tak Joe... Wyjaśnił ci to, dlaczego musicie się ukrywać?
Skinęła głową patrząc na mnie podejrzliwie. Wiedziałem, że chodzi jej o to, że Tanatos nazwał mnie w pierwszym (i poprawnym) odruchu Willem.
- Więc tak... Wertowałem stare księgi i dużo czytałem, aż wreszcie odnalazłem potężne Zaklęcie Wiążące.
- Na czym ono polega?  - spytałem treściwie.
- Jest to - jak już powiedziałem - bardzo potężne zaklęcie. Polega ono na tym, że jedna osoba, której dotyczy niebezpieczeństwo wybiera sobie swojego (bądź swoją) Strażnika Więzi. Gdy przebywają w pobliżu siebie, wieź którą są związani nie pozwala wyrządzić danego rodzaju krzywdy tej osoby, której to zaklęcie dotyczy. Jest to stara i ryzykowana magia, jednak może ci Elise Evest zapewnić długie miesiące, a nawet lata spokoju od demonów, którzy pragną cię zaciągnąć do ich pana.
- Jakiego pana? - spytała zdziwiona.
- Lucyfera moja droga, Lu cy fe ra.
Nastała cisza. Elise patrzyła na mnie z wyrzutem, że nie powiedziałem jej całej prawdy, ale przecież i tak się już źle miała z powodu tych obrzydliwych demoniaków. Tanatos obserwował nas dwoje z ciekawym rozbawieniem, a ja wpatrywałem się w podłogę. Wreszcie rzekł ignorując nasze zachowanie.
- Za tym proponuję Elise, żebyś wybrała swojego Strażnika Więzi jak najszybciej.  Najlepiej aby znał się na walce z demonami i był dla ciebie zaufanym kompanem.
Elise przygryzła wargi, a Tanatos dodał.
- Myślę, że W... Joe nadawałby się na niego. Oczywiście to twoja decyzja Elise, ale weź pod uwagę umiejętności Joego no i... Nie jest dla ciebie żadną rodziną, a ni nikim bliższym... Zgadza się?
Pokiwała głową.
- Zastanowię się.
- Tylko szybko, mamy bardzo mało czasu.
- Podam wam odpowiedź za  godzinę, a teraz wybaczcie muszę trochę odpocząć.
I poszła do swojego pokoju.
Czy ja byłem gotowy zostać w razie czego jej Strażnikiem? Rzecz jasna tak. Nie zależało mi na tym nie wiadomo jak, Elise pewnie mnie nawet nie lubiła (Choć to podejrzane, czemu nie dała mi w pysk jak ją pocałowałem??). Jednak była to osoba, która nie lubiła mieszać do niebezpiecznych spraw najbliższych...
No ale zobaczymy. Jak mnie nie wybierze, płakać nie będę. Miałem tylko nadzieję, że dokona właściwego wyboru i nie polegnie zawczasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz