sobota, 1 lutego 2014

Od Blaeberry

 Coś mnie zapiekło. Otworzyłam zdezorientowana oczy nie wiedząc gdzie jestem i co tu robię... Czułam tylko, że stało się coś cudownego i wspaniałego...
 A potem zobaczyłam ciemną skórę...
I wszystko sobie przypomniałam.
Zalała mnie nagła fala szczęścia! A więc stało się. Znikły obawy, że mój pierwszy raz będzie z jakimś obskurnym, starym facetem.. Rozdziewiczył mnie mój ukochany...
I było mi tak dobrze, jak nigdy nigdzie...
Zerknęłam na niego. Nie spał. Wpatrywał się w sufit. Coś było nie tak... Miał grobowy wyraz twarzy.
- Kochanie...?
Zapytałam ostrożnie.
Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się sztucznie.
- Już się obudziłaś Blae.
- Tak.. Coś się stało?
- Nie... Nic się nie stało.
Powiedział powoli. Na jego twarzy malowało się cierpienie. Usiadłam w kucki.
- Mów! O co chodzi! - rozkazałam.
- Blae, ależ ja nie wiem o co tobie chodzi... Czuje się świetnie.
Cmoknął mnie ostrożnie w usta i wstał.
Nie rozumiałam co się dzieje.
Dopóki nie zobaczyłam siebie w lustrze...
Zaszokowana podeszłam bliżej. Miałam usta tak sine i poranione jak nigdy...  Choć byłam blada... Teraz byłam biała jak trup. Miałam cienie pod oczami i byłam ogólnie wychudzona. Na policzku miałam coś w rodzaju oparzenia. Na rękach i nogach też.
 Było mi zimno. Stałam naga. Dotykałam z sykiem czerwonych blizn.
Zobaczyłam w lustrze załamanego Bruna. Zakrył mnie jakimś kocem z bolącym wyrazem twarzy.
- Co się ze mną stało?
- Nie powinienem był tego robić...
Mamrotał. Widziałam w jego oczach szaleństwo.
Dotknęłam ręki Bruna, tak samo cierpiąc jak on.
- Kochanie... Powiedz mi co cię męczy... Te ślady to nic. Za dwa, trzy dni znikną...
Bruno już otworzył usta, ale w ostatniej chwili je zamknął
-  Masz ochotę na coś?
Wzruszyłam ramionami.
- Możesz mi zrobić omleta...
Nagle w głowie stanęła mi wizja Joela jedzącego właśnie omlet i rozmawiającego z ojcem. Odgoniłam tą wizję i złapałam Bruna za ręke.
- Idę pod prysznic? Pójdziesz... ze mną?
- Już byłem.
Odparł obojętnie. Widziałam ile sprawia mu to bólu. Łagodnie wyplątał się z mojego uścisku i poszedł do kuchni.
Zrozpaczona nie wiedziałam co się dzieje. Przecież było tak dobrze... Ale jeśli tylko mi? A on czuł się potwornie? Żałował, że w ogóle... Ożenił się z takim dziwolągiem?
Odgoniłam od siebie tą smutną myśl i poszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie koc i puściłam wodę. Syknęłam, gdy wrzątek spuścił mi się na rany. Natychmiast przełączyłam na letnią wodę i oprłam się plecami  o zimną kabinę. Zakryłam dłońmi twarz... Miałam nadzieję, że mu przejdzie...
  Gdy wróciłam do kuchni Bruno był już w lepszym humorze. Wiedziałam, że to były tylko pozory, bo był świetnym aktorem...
- Francuski omlet, voila!
Powiedział, a ja roześmiałam się i usiadłam na krześle. Może to był tylko zły nastrój poranny? Nie miałam pojęcia co się dzieje...
Podrapałam się po brodzie. Apetyt na omlet mi przeszedł. Przypomniała mi się tabletka.
- Bruno, czy wczoraj kazałeś mi połknąć tabletkę antykoncepcyjną?
- Uhm... Coś w tym stylu..
.Wyjąkał załamany.
- Coś w tym stylu...?
- Tak, dałem ci ją. A co?
- Nie mam apetytu... U brzuch... Chyba przytyłam...
- Nie bądź śmieszna, Blae! Nie można przytyć po paru godzinach!
Pocałował mnie ze śmiechem w policzek. Przekręciłam głowę tak, że trafił ,o ma ista/ Chciał się odsunąć, ale go powstrzymałam i poddał się. Całowaliśmy się z pasją do póki nie zabrakło nam tchu.
- To było mocne.
Powiedział.
- Ja całuję lepiej niż te twoje Włoszki.
Zażartowałam, ale on się spiął cały.
Nie wiem co mi się stało. Wstałam cała zjeżona.
- O co ci chodzi Bruno?! Wstałam dziś, czując się jak najszczęśliwsza dziewczyna na świecie!! Nikt nie dał mi tyle radości i miłości co ty! Było cudownie, a ty to niszczysz swoimi grymasami. Nie było ci ze mną dobrze?!
- Było, było..
Powiedział cicho.
- Więc czemu tego nie okazujesz?
Krzyknęłam zrozpaczona.
Bruno popatrzył się na mnie i zdecydowany wstał. Instynktownie uchyliłam się przed uderzeniem, jakby miał mnie uderzyć... Głupia skarciłam się za to gdy wziął mnie w ramiona i posadził na blacie. Pocałował mnie namiętnie, a ja objęłam go i zaplotłam mu ręce na karku.
Moje zranione wargi paliły się, a zarazem leczyły pod szczerym pocałunkiem Bruna. Błądziłam po jego czarnych włosach, przypominając sobie wczorajsze chwile.
- Przepraszam... Jestem chamem..
Wymamrotał.
- Wiem. - mruknęłam, po czym dodałam. - Ale i tak cię kocham...
Przylgnęłam do niego mocniej, mając nadzieję, że już więcej Bruno nie będzie się tak zachowywał... Niepokoiły mnie tylko te ślady... Czyżby coś się wczoraj... Stało? Coś o czym nie miałam pojęcia...?
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz