sobota, 1 lutego 2014

Od Joela

Szlajałem się znudzony po mieście. Nie wiedziałem już co mam robić. Co mam myśleć... Życie było takie trudne...  Kobiety były takie trudne i skomplikowane...
   Idąc tak zobaczyłem Elanor. Siedziała nad jeziorem, obejmując kolana, które trzymała pod brodą. Podszedłem cicho i bezszelestnie.
- Bu!
Odwróciła się i roześmiała.
- Ty wariacie!
Przysiadłem się do niej.
- O czym tak rozmyślasz?
- O moim życiu...
- Co to?
Dzięki dobremu wzrokowi lwa zauważyłem, blady ślad dłoni na policzku.
- To? Skąd ty...
- Mam lepszy wzrok... Nie odwracaj kota ogonem, po za tym. Mów.
- Nie wiem czy to dobry pomysł..
Wahała się.
- No powiedz...
- Dymitr...
Powiedziała cicho, mając nadzieję, że nie usłyszę.
Jednak ja usłyszałem i krew we mnie zawrzała.
Zerwałem się z podłoża i krzyknąłem.
- Jak można uderzyć kobietę?! Ten pieprzony cham zginie!!
- Joel!! Nie! Proszę cię!
Złapała mnie za nogawkę dżinsów, ale nie zważałem na to. Byłem taki wkurzony, jak nigdy i to mało powiedziane.
 Gdy miałem wyjść na drogę gałęzie zagrodziły mi przejście. Odwróciłem się. Elanor stała cała się trzęsąc i wyciągając ręce przed siebie.
- Nie możesz tam iść. On jest silny!
- Nie tak jak ja.
Nie chwaliłem się. Po prostu stwierdziłem fakt!
- Nie, nie, nie, nie! Nigdzie nie pójdziesz!
Tupnęła nogą tak zabawnie, że przez chwilę faktycznie powziąłem tą myśl.
Ale potem honor wziął górę.
W moim królestwie nikt nie będzie bił kobiety.
A szczególnie Elanor.
Wyciągnąłem miecz i popatrzyłem skruszony na Elanor.
- Wybacz mi... Muszę...
- Nie! Błagam cię!
Złapała mnie za bluzę i przyciągnęła do siebie.
Nie wiem co się ze mną stało. Zapałałem uczuciem do Teaurine... Snułem już myśli o tym co jej powiedzieć... A może później nawet oświadczyć...
  Ale Elanor była tak podobna do Dominique... Miała takie duże i krągłe usta...
To było silniejsze ode mnie.
Złapałem ją za łokieć i przyciągnąłem ją do siebie.
Stałą jak sparaliżowana. Na początku nic nie robiła, a potem oddała mi nieśmiało pocałunek. Wkrótce całowałem ją bardzo namiętnie, a ona opierała się o drzewo.
 Czułem, że robię coś niedozwolonego. To takie uczucie, jakbym zabrał komuś coś i tego z pełną świadomością używał...
 Tym kimś był Dymitr. Tym kimś była Elanor.
Ostatnie co usłyszałem to przerażony szept Elanor
"On tu jest, Joel! "
Odwróciłem się i go zobaczyłem.
Stał wściekły opierając się o miecz. Był tak rozjuszony, że podejrzewałem, że zaraz mnie zaatakuje.
- No, no Garisswood. Myślisz, że jak jesteś księciem to ci wszystko wolno?!
Nachyliłem się i syknąłem do ucha Elanor.
- Idź stąd. Idź stąd czym prędzej!
Zniknęła szybko w krzakach i choć jej nie było widać, czułem, że tam jest.
Dymitr wycelował we mnie mieczem, ale zrobiłem unik i trafił w drzewo.
- Zawsze mi zabierałeś dziewczyny! Gdy tylko się zjawiałeś, szły za tobą mnie zostawiając.
Roześmiałem się.
- To nie moja wina, że urodziłem się przystojny. W przeciwieństwie do CIE - BIE.
Powiedziałem z ironią.
Wiedziałem, że igram z ogniem.
Jednak mogłem to robić, bo byłem na tyle silny, by go ugasić.
- Ty chamie! Ona jest moja! To moja własność!!
Wściekłem się za to. Elanor też pewnie się to lekko mówiąc "nie spodobało".
- Ona nie należy do nikogo! A z pewnością nie do ciebie!!
Wycelowałem w niego. Nie chciałem go zranić, ale dać mu jakąś nauczkę. Klinga przebiła jego sweter, milimetry od ciała.
- Najpierw dobry kumpel, a potem zabójca!!!
Wrzasnął w furii i zaatakował mnie.
Stało się coś dziwnego. Znalazłem się jakby... W jakieś bance. Zdezorientowany tłukłem w niewidzialne ściany, ale one mnie tylko odbijały w jakimś koszmarze.
Zdezorientowany na początku Dymitr, roześmiał się głośno.
- Coś cię uwięziło? Nie! Jesteś taki głupi, że sam się uwięziłeś! Choć tu puszczalska! Z tobą porozmawiam sobie w domu!
Zagotowało się we mnie gdy wyciągnął ją na siłę z krzaków i uśmiechnął się do niej złowrogo, a potem zerknął na mnie.
- Ona zawsze była moja...
Położył jej dłoń na pośladkach i pocałował brutalnie obmacując ją i przyciągając do siebie.
Byłem taki wkurwiony, jak nigdy. Miałem ochotę go teraz zabić! Żałowałem, że nie zrobiłem to przedtem!
Po policzkach Elanor spłynęły łzy, ale wiedziała, że nie może nic zrobić. Nie może mu się postawić...
To był koszmar.
A potem znikli i słyszałem tylko jego śmiech.
Jednak nie to było najokropniejsze, bo z cienia po chwili wyszła...
Teaurine.
A bańka.
Pękła!
Byłem naprawdę zdezorientowany. Nie wiedziałem o co chodzi.
- Tea?
Wolno wiązałem fakty. Ona stała ze spuszczoną głową.
Bańka... Żywioły... Dar... Teaurine...
Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Teaurine! Ty mnie tam zamknęłaś!
- Nie chciałam, abyś zrobił coś, czego być potem żałował w lochach więzienia...
Powiedziała cicho.
Podszedłem powoli do niej.
- Co widziałaś?
- Jak Dymitr cię zaatakował...
Zadrżał jej głos. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Jestem takim świrem.... Palantem..
- I to mało powiedziane..
Uśmiechnęła się lekko.
Wtuliłem twarz w jej włosy. Cały czas martwiłem się o Elanor... A co jeśli jej coś zrobi?
- Nic jej nie zrobi.
Powiedziała, jakby czytała mi w myślach.
- Co?
Spytałem zdezorientowany.
- Mówiłam ci, że mam moce panowania nad żywiołami - Uśmiechnęła się lekko - Powietrze przekazuje mi wszelkie informacje...
Nie byłem wstanie stwierdzić, czy kłamała, czy naprawdę mówiła jak jest.
Poczucie winy i to, że czułem się jak ostatnia świnia, nie pomagały. Boże, co się ze mną działo...?
Wykończony oparłem się o drzewo i zamknąłem oczy zjeżdżając na gorący piasek.
Tea po chwile przysunęła się do mnie i położyła mi głowę na klatce piersiowej. Dlaczego wybory i konsekwencje są takie okropne? Czemu to zrobiłem? Musiałem nad tym zapanować... Miałem Teę... I chyba ją kochałem...
Tylko, że jeszcze nie wiedziałem, czy na pewno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz