środa, 2 kwietnia 2014

Od Akkie

Byłam przerażona. Tylko na chwilę wyszłam z kryjówki bo dostałam telefon od Pana bym odebrała przesyłkę dla niego bo było to coś cennego.
Gdy wracałam poczułam ten zapach. Anioł. Zaczęłam biec w las a on mnie gonił. Wołał mnie po imieniu!!! Miałam ochotę się zatrzymać i wypytać o wszystko jednak... wiedziałam że powinnam go zabić.
Kiedy go zgubiłam pobiegłam do bunkru. Zostawiłam przesyłkę w biurze Gregorego i poszłam do Ivy. Dziś był dzień "transakcji" dlatego już nie mogłam jej zostawiać. Musiałam być gotowa do ewentualnej walki.
-Akkie... kiedy zobaczę rodziców?
-Nie wiem. Mała... nie pytaj mnie o takie rzeczy bo nie wiem.
Gdy zobaczyłam jej minę zrozumiałam że powiedziałam to za ostro.
-Przepraszam... kochana po prostu mam teraz tyle problemów że... nie wiem sama co myśleć.
-Wiem... ale tęsknie za rodzicami.
-Wiem i rozumiem. Czas pokarze.
Nagle zawył alarm.
-Ivy... poczekaj skontaktuje się z ochroną.
Zadzwoniłam do ochrony.
-Co się stało?-zapytałam wampira który odebrał.
-Ktoś przekroczył barierę. Jest na naszym terenie. Musimy zobaczyć bo może to tylko zwykły człowiek.
-Dobrze. Powiadamiajcie mnie o wszystkim.
Rozłączyłam się.
-Co się stało?
-To pomyłka. Ktoś przekroczył barierę. Ochrona się wszystkim zajmie.
Bałam się bo miałam przeczucie że to tamten anioł. Gorzej gdy nie był sam. Oby tylko nie znaleźli naszej kryjówki. Oby.

***

Minęły dwie godziny. Nic sienie działo. Jednak.. ten ktoś albo te ktosie nie przekroczyły znowu bariery. Nadal byli na naszym terytorium. 
Zostawiłam na chwilę Ivy by pójść i skorzystać z ludzi których przyprowadził nam Gregory przed wyjazdem. Nikt nie mógł polować na zewnątrz dlatego musieliśmy mieć karmicieli w środku. 
Ludzie byli w osobnych pomieszczeniach przywiązani do krzeseł i byli otumanieni. 
Weszłam do jednego pokoju. Zobaczyłam młodego chłopaka nieprzytomnego na krześle. Nikt się jeszcze z niego nie karmił. Szyję i nadgarstki miał nienaruszone. 
Podeszłam do niego i odsłoniłam kły. 


Ugryzłam. Chłopak nadal nieprzytomny spiął się. 
Kiedy już się napiłam wytarłam usta i wyszłam. Chłopakowi nic nie bedzie. Na pewno nie po moim pożywianiu się. 
Dziś miała dojść dostawa nowych ludzi. Byli wymieniani co kilka dni by nikogo nie zabijać. Martwiłam się.. bo gdy zostaniemy zaatakowani w trakcie dostawy.. nie było by za dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz