sobota, 5 kwietnia 2014

Od Akkie

Plany na przyszłość Ivy bym z nimi zamieszkała sprawiły że poczułam się rozbita. Jak najbardziej chciałam być z... moim przyrodnim rodzeństwem ale.. czy dałabym radę? W końcu oni byli aniołami a ja.. wampirem który ma we krwi geny anioła. Joel był aniołem co znaczyło że i ja w jakiejś części miałam geny anioła. Czułam się dziwnie ze świadomością że Joel jest moim biologicznym ojcem. Nadal moje serce uważało za ojca Petera. I tak będzie. W ciągu jednego roku straciłam rodziców, byłam jedynaczka a teraz mam dwoje rodzeństwa przyrodniego, Peter nie był moim biologicznym ojcem tylko obcy mi człowiek, ze zwykłej dziewczyny stałam się wampirzycą. Coś jeszcze się wydarzy? Nie wiem. Bałam się jutrzejszego dnia. W każdej chwili mogłam umrzeć.
Rana.mnie zabolała. Jęknęłam ze łzami w oczach. Rozsypywałam się.
Wstałam i podeszłam do okna. Obraz rozmazywał mi się.
-Mamo... niech to się skończy.
Otworzyłam okno. Do ziemi miałam kilka metrów. Stanęłam w oknie. Miałam ochotę skoczyć jednak nie zrobiłam tego. Zeszłam z okna i poszłam do drzwi. Byłam zmęczona. Zaschło mi w ustach. Skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam jakąś butelkę. Otworzyłam ją i napiłam się. Nagle poczułam pieczenie w gardle. Zadławiłam się. Woda mnie poparzyła. Upuściłam butelkę. Dopiero teraz zobaczyłam naklejkę na niej. Woda z werbeną. Zaczęłam kaszleć krwią. Kto trzyma wodę z werbeną w domu?!?
Upadłam na ziemię. Mdliło mnie. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Upadłam. Nie wstałam już. Ciemność pochłonęła mnie....


-Mamo?-powiedziałam idąc chodnikiem w ogrodzie.
-Witaj córeczko.-powiedziała.
Zobaczyłam ją. Siedziała na ławce. Obok niej był Peter.
-Umarłam?-zapytałam.
-Dlaczego zawsze o to pytasz jak się widzimy?-zapytała.
-Bo nie widzimy się bez przyczyny.
-Masz rację. Nie umarłaś ale mało brakuje byś do nas dołączyła.
-Jak to mało?
-Rany poniesione w bitwie i ten mały wypadek w kuchni... sprawiły że już jedną nogą jesteś z nami.
-Umrę?
-Nie wiemy.
-Twoi nowi przyjaciele walczą właśnie o ciebie.
-Jak to walczą?
-Zobacz sama-powiedział Peter.
Przenieśliśmy się do domu.
Widziałam jak wszyscy biegają. Ja leżę... bez ruchu na ziemi. Cała poparzona przez werbenę w której leżalam. Teraz przenieśli mnie na kanapę. Wyglądałam fatalnie.
-Umieram-powiedziałam.
-Tak. -odparł Peter.
-Chcesz odejść z nami?-zapytał tata.
-A co z nimi?!
-Przeżyją. Pogodzą się z twoim odejściem.
-Nie chcę zostawiać ich...
-Jesteś tam szczęśliwa?-zapytali mnie.
Zamilkłam. Nie byłam ale nie było mi łatwo zostawić bliskich których odzyskałam.
-Nie ale nie zostawię ich.
-Obyś nie żałowała.
Znikli... jak i wszystko. Byłam w ciemnym pomieszczeniu. Nic nie widziałam. Krzyczałam ale nikt mnie nie słyszał. Co dalej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz