piątek, 4 kwietnia 2014

Od Christiana

 Przebywałem w pustce z uśmiechem. Wiedziałem czemu tu jestem... Czemu jestem w takim stanie. Byłem zadowolony, że uniemożliwiłem dopadnięcie Akkie i Jeremiego przez wampira który skradał się za nimi. Zabiłem go, niestety potem zostałem wywleczony gdzieś za drzewa i porządnie skopany i poraniony. Nie miałem szans z czwórką wampirów.
  Całe szczęście, że potem znalazła mnie Lacey. Chyba to, że nie umarłem zawdzięczałem jedynie wieści od niej, że Akkie żyje i została przeniesiona do schronu. Przed zapadnięciem w czarną dziurę widziałem jedynie jakiegoś mężczyznę którego zawołała Lacey.
  Teraz odliczałem sekundy. Trzy tysiące dwieście czterdzieści pięć... Sześć tysięcy dziewięćset dwadzieścia...
 Cztery tysiące sekund później usłyszałem  cichy szept i jak ktoś mnie złapał za ręke.
Bez wahania poznałbym tą dłoń. Akkie...
-Wybacz mi. Tyle zła uczyniłam. Jeśli przeżyję zmienię się obiecuję. - usłyszałem.
Chciałem wstać, ścisnąć ją za rękę, przytulić i sam ją przeprosić. Powiedzieć, że byłem bardzo głupi i nie powinienem jej zostawiać na pastwę losu. Jednak za nim ledwie mrugnąłem powieką i z wielkim trudem uchyliłem oko, drzwi za Akkie już się zamknęły.
  Martwiłem się o nią bardzo, jak o nikogo nigdy.
Sekundy mijały, a ja nadal nie mogłem się wybudzić. Zmęczony wreszcie zasnąłem.
  Siedziałem na ławce w parku. Środek lata. Bawiące się dzieci, matki z wózkami i zakochane pary. Zobaczyłem nagle siebie... Zdezorientowany wstałem i pobiegłem do swojego sobowtóra.
- Hej! Kim jesteś?! - krzyknąłem, lecz mnie nie usłyszał.
Złapałem go za ręke, jednak ku mojemu zaskoczeniu przeleciała tylko przez czarną bluzę z wężem na środku - moją ulubioną.
 Dopiero po chwili sobie zdałem sprawę, że nikt mnie nie widzi i nie słyszy. Co to ma być?
  Szedłem ze swoim sobowtórem i nagle zatrzymałem się ja. "Christiana" przywitała jakaś dziewczyna... Przytuliła się do niego w dwuznaczny sposób i położyła dłoń mu na policzku. Uśmiechnęła się z czułością, a w jej błyszczących oczach zagościł płomyk miłości.
  Z opóźnieniem zdałem sobie sprawę, że dziewczyna była... Podobna do Akkie.... Te same włosy, charakterystyczne oczy i jej figura...  Co to jest? Przecież Akkie była jak siostra.
 Przypomniałem sobie moment gdy Akkie wyjawiła mi, że straciła ukochanego - wampira. Coś wtedy boleśnie ukuło mnie w serce, a głosik w głowie szepnął "Kochała go, tylko dlatego, że był taki jak ona. A mnie nie chciała słuchać, bo nie z wyboru byłem aniołem"...
   Odgoniłem natrętne myśli i dalej obserwowałem sytuację. Nagle zauważyłem jakąś taką szarą, smutną i przygnębioną Lacey skuloną na ławce. Zdziwiony podążyłem za jej wzrokiem i natrafiłem na... Christiana i Akkie....
  Co jest? Lacey cierpiała... Z mojego powodu? Jak to?
Podbiegłem do niej i krzyczałem w gorączce.
- Lacey!! Lacey!! Nie smuć się ja nawet sam nie wiem co to ma być!!
 Jednak Lacey mnie nie słyszała, a ja zostałem wyrzucony ze snu.
Otworzyłem oczy. Udało się! Z trudem wstałem do pozycji siedzącej i jęknąłem. Złapałem się instynktownie za połamane żebra.
- Radzę ci, żebyś leżał. - powiedział cicho Jeremy siedząc koło mnie.
- O  Jerry... Coś taki zamyślony?
- Myślę, jak widzisz.
- O czym? - przekręciłem głowę.
- O tobie... o Akkie.. O Ivy..
- I? - zapytałem intuicyjnie.
Przekręcił głowę i zagryzł wargę.
- O królowej wredoty.
- O Johannie?
- Yhm.
- Wpadła ci w oko?
- Nie... Daj spokój. Jest taka wredna, że zatruła mi umysł.
- Przestań Jer. Podoba ci się.
- Jest ładna... Ale pusta.
- Tak jak ty.
- Ha ha ha. Tylko, że to nie było śmieszne.
- Dajże spokój - powiedziałem z trudem. - Ona jest fajna i miła. Nie jest pusta, ty też nie jesteś pusty. Spaliście ze sobą więc coś czujecie. To chyba logiczne nie?
- Nikt nie pojmuje mojej logiki myślenia - roześmiał się Jeremy.
- Yhm... Kminie.
- Zawołać Akkie? Była tu jak spałeś.
- A więc była.... Em... Wiesz co  nie... Ona chyba tez nie jest w najlepszym stanie, a mnie zaraz zmoży od nowa zmęczenie i sen.
- Masz rację.
- A jak ona się trzyma?
- Jakoś daje radę.
Oby dawała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz