sobota, 5 kwietnia 2014

Od Jeremiego

  Siedziałem nad urwiskiem i patrzyłem się w ciemne morze targane wiatrem. Miałem już dość siedzenia w tym namiocie - domu. Czułem jak nieszczęście i choroba dobierają się do mnie. Akkie i Christian byli bezpieczni, ponieważ czuwała nad nimi ciotka Kate.
  Ja nie wiedziałem co się ze mnie dzieje. Czułem, jak coraz bardziej przenika mnie mrok, smutek i nieszczęście. Ogarniała mnie powoli chęć mordu i zemsty za zabicie moich rodziców i skrzywdzenie najbliższych. Jutro miał się odbyć pogrzeb. Nie dałem rady patrzyć na ciało mojej matki. Przeważnie widziałem ją wściekłą, albo złą za to,  że się wszędzie szlajam i jej nie słucham. Albo troskliwą... Ale to było dawno, ostatnio raczej dominował wariant 1 i 2.
  Jednak mimo tego wolałem, żeby nadal żyła. Mogłoby się wydawać, że jej nie kochałem/ kocham. Ale to nieprawda. Była mi jakoś bliska... Ale ja taki byłem. Nie lubiłem okazywać uczuć.
  Co do ojca... Dopiero po jego śmierci, zrozumiałem jaki jest/ był dla mnie ważny.  To było okropnie smutne...
Jednak nie mogłem się załamywać. Musiałem podjąć opiekę nad Ivy, bo ja automatycznie stałem się jej prawnym opiekunem. W świecie aniołów, żadni państwo z domu dziecka nie mogli się wcisnąć. Za pół roku kończyłem osiemnaście lat.
 Nie powiem, przerażało mnie to. Ivy dorastała. Co jak zaczną się pytania pt. "Skąd się biorą dzieci" jeśli jeszcze tego nie wie? W końcu miała trzynaście lat. A sprawy z okresem dojrzewania? Jak miałem jej wytłumaczyć pewne sprawy, jeśli matka z pewnością jej nie powiedziała, ponieważ gdy Ivy zabrał Gregory w świecie aniołów miała 9 - 10 lat? A co z chłopakami? Nie miałem ochoty jej udzielać lekcji, jak nie dopuścić by stała się matką?
  Całe szczęście, że miałem jeszcze Akkie. Ona też była starszą siostrą Ivy. Obydwie się bardzo lubiły, więc miałem nadzieję, że to z nią będzie rozmawiać na takie tematy.
  Po za tym pieniądze się skończyły. Ojciec miał sporo kasy, ale... gdzie?  Czy ja też musiałem się zaciągnąć do jakieś roboty? Aniołów przyjmowali od 19 roku życia. Ja byłem jeszcze za młody, a jak półtora roku wyżyjemy bez kasy? Musiałem coś wymyślić.
  Postanowiłem wrócić. Jakaś dziwna mgła panoszyła się po moim sercu. Miałem ochotę ich wszystkich opuścić. Przestań nieskończenie rozmyślać o Johannie i o tym co się wydarzyło w tą nieszczęsną noc.
Od tamtego czasu jakoś się zmieniłem. Wydoroślałem.  Rzadko zaczepiałem jakieś dziewczyny na ulicy czy w barach, bo jedna wszczepiła mi się głęboko w umysł.
  Na szczęście miałem teraz ważniejsze problemy i sprawy uczuciowe zaszufladkowałem w moim umyśle. Miałem nadzieję, że otworzę jej jak najpóźniej.
 Gdy wróciłem blada Akkie siedziała na krześle, a Ivy skakała obok niej wesoło.
- Zamieszkasz z nami? Zamieszkasz?! - prosiła Akkie.
Oparłem się o drzwi i z lekkim uśmiechem słuchałem ich rozmowy.
- Wiesz co mała... Nie wiem, jak to się potoczy.
- Ale proszę cię! Jesteś moją siostrzyczką, tak czy nie?
Powiedziałem wczoraj Ivy, kim jest dla nas Akkie. Oczywiście, przyjęła to z ogromnym entuzjazmem i nie mogła usiedzieć na tyłku. Od razu do niej poleciała i rozemocjonowana snuła plany na przyszłość.
- No tak, ale...
- A rodzina powinna się trzymać razem. - powiedziała Ivy przerywając jej.
Zapadła cisza. Nawet tu wyczuwałem, że Akkie uśmiechnęła się nerwowo. Był to dla niej ciężki temat.
- Zobaczymy mała. Jak się twój brat zgodzi...
- Na pewno się zgodzi, na pewno...!
- To może pobędę u was... Trochę.
- Super, super, super! Wiem, gdzie będziesz mogła spać, najlepiej ze....
Wszedłem przerywając jej plany na wspólną przyszłość.
- Dość tego Ivy. Akkie jest zmęczona. Nie widzisz, że jest chora?
- No tak...Ale zdrowieje!
Uśmiechnąłem się lekko.
- Zdrowieje, ale ten proces ustanie, gdy będziesz nadwyrężać jej siły.
- A Akkie będzie mogła z nami zamieszkać? Proszę cię!!
- Jeśli tylko będzie miała ochotę... To czemu nie? - uśmiechnąłem się lekko i wygoniłem małą z pokoju, zanim zaczęła zadawać więcej pytań.
  Zamknąłem drzwi i wróciłem do Akkie. Pomogłem jej wstać i przejść na łóżko.
- Dzięki. - uśmiechnęła się lekko.
- Sory za Ivy.
Akkie roześmiała się cicho.
- Daj spokój. Bardzo ją lubię.
- Ja też. Ale potrafi być męcząca?
Akkie lekko skinęła głową i nagle mnie przytuliła.
- Dzięki, że mi pomagasz.
- To drobiazg. - szepnąłem i pocałowałem ją  w czoło. - Mam nadzieję, że już niedługo staniesz na nogi.
- Ja też...
Zaśmiałem się cicho.
- Odpoczywaj.
- Yhm. Przyjęłam rozkaz.
Pokręciłem głową z uśmiechem i wyszedłem z pokoju.
Ta dziewczyna naprawdę była niemożliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz