wtorek, 1 kwietnia 2014

Od Joela

  Martwiłem się o Teę, a jej głupota mnie denerwowała. Kate nie była taka jak kiedyś. W każdej chwili mogła ją zaatakować, dlatego kazałem Simonowi ją pilnować. Roxana była zdenerwowana i bawiąc się jakimś sznurkiem marnie naśladowała głos Tei.
- "Żaden z twoich pieprzonych żołnierzyków ma się tu nie pokazać". Ojeju, ojeju. Jestem niezniszczalna i nic mnie nie zagnie, niech mojego męża zabiją, gdy zmartwiony o mnie nie będzie w stanie normalnie myśleć.
Przewróciłem oczami.
- Uspokój się Roxana.
- Jak ty mogłeś się zakochać w kimś takim?
- Mogłem, ponieważ "ten ktoś" był/jest piękny, inteligentny, seksowny, pomysłowy, zabawny i uparty.
- Pokochałeś ją za upór?
Uśmiechnąłem się lekko.
- Poniekąd. Nigdzie nie spotkasz takiej drugiej Tei.
- Z pewnością - dodała z przekąsem i piłowała paznokcie.
 Podniosłem się.
 Nagle instynkt kazał mi się odwrócić.
W ułamku sekundy zrobiłem to i zdążyłem złapać lecący w moją stronę kamień z obklejonym wokół niego papierem.  W środku szyby widniała dość spora dziura, a z niej rozchodziło się tysiąc małych i większych
"niteczek".
   Roxana w opóźnionym momencie krzyknęła i poderwała się natychmiast.
Ja ze skamieniałą miną odwróciłem kamyk i przeczytałem.
"Twoją córkę już mam.
Kto będzie następny?
Żonka czy syn? 

Basnic Road"
Wściekły cisnąłem kamyk o podłogę i podszedłem do okna.
 Nikogo nie było. Na niebie zebrały się czarne chmury.
Roxana podeszła cicho i podniosła kamyk z podłogi i przeczytała..
- Basnic Road... Joel! Wiem, gdzie to jest!! No chodź!
Pociągnęła mnie za bluzę i ruszyła ku wyjściu.


 - Nic tu nie widzę. - mruknąłem rozglądając się po małej uliczce.
Roxana zagryzła wargę i chodziła to w lewo to w prawo po wąskiej uliczce przy której stało parę domu i która nazywała się Basnic Road.
- O co chodziło? - mruknęła zamyślona.
Po paru minutach dumania, odezwała się.
- Chodźmy do tego baru. Rozgrzejemy się i pomyślimy co robić dalej.
Niechętnie się zgodziłem. Wolałem teraz rozrywać jakiegoś wampira, a nie błąkać się bez celu po ulicy, jednak chciałem znaleźć Ivy. 
 W środku, gdy przysiedliśmy się do baru, ponury barman otworzył szerzej oczy gdy nas zobaczył i pobiegł gdzieś na zaplecze.
Zdziwiony zerknąłem na Roxanę.
Po chwili wrócił z jakąś kartką.
- Pan Lenox wiedział, że przyjdziecie. Proszę, to wiadomość od niego.
Zdezorientowany podsunąłem kartkę pod nos i z trudem przeczytałem nabaźgrolone, koślawe litery.
- "Odzyskasz córkę, ale oddaj mi żonkę. 24.08 spotykamy się w Maine niedaleko waszej kwatery. Rozważ tą rozsądną propozycję, Teaurine i tak troszczy się tylko o swój tyłek i niewiele pożyje".
Wściekły zmiąłem kartkę i spuściłem ją na ziemię. Zdziwiona Roxana podniosła ją i przeczytała. Po chwili spokojnie spojrzała na mnie.
- Wracamy?
- Wracamy. Ale Teaurine mu nie oddam. Zastawimy pułapkę.
  Roxana skinęła i zeskoczyła ze stołka.
Miałem nadzieję, że wyjdziemy na prostą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz