wtorek, 1 kwietnia 2014

Od Joela

 Nie mogłem uwierzyć, że znowu jestem w Maine. Pędziłem szybko, żeby tylko dotrzeć do domu. Obawiałem się o Teę, bo nie wiadomo co jej mogło strzelić do głowy.  Gdy podwiozłem Roxanę pod dom, pożegnałem się i umówiłem na jutro, popędziłem do siebie.
  Cicho zaparkowałem niedaleko domu, aby zrobić Tei niespodziankę. Zarzuciłem plecak na ramię i bezszelestnie pobiegłem do domu.
  W oknach paliło się tylko jedno światło. Zapewne salonu. Dzięki mojemu wyostrzonemu słuchowi, dosłyszałem fragment rozmowy.
- -Joel... Jak myślisz... wróci?
-Nie wiem, nie obchodzi mnie to teraz.
-Daj spokój. Widać jak za nim tęsknisz.
-Tak bardzo, że mam ochotę mu najpierw zasadzić kopa w tyłek, a potem przytulić i nie puścić.
 -Zostawisz Joela?
-On też umrze.
   Boleśnie uświadomiłem sobie, że to prawda. Zbliżały się za niedługo moje symboliczne urodziny.
A więc 4 lata... O ile wcześniej się nie wykończę.
 Postanowiłem teraz o tym nie myśleć i bezszelestnie otwarłem drzwi.
- Jestem zmęczona idę się przespać. - odparła Kate i usłyszałem kroki.
 Gdy weszła na korytarz, spostrzegła mnie. Uniosła brwi w uśmiechu, który dość szybko jej zrzedł. Spuściła wzrok, a ja pociągnąłem ją za ręke do siebie.
- Cii.... Jak się czuje Tea?
- Dobrze. Sam ją o to zapytaj. Tęskni... Tęskniła za tobą bardzo. Ja stwarzam dla niej tylko zagrożenie.
- Przepraszam, ale...
- Rozumiem. Nie tłumacz mi. Ja idę, zostawiam was samych.
Uśmiechnęła się i zniknęła w pokoju Ivy.
  Poszedłem do salonu. Tea siedziała bokiem, więc widziałem jej smutną miną. Skurczona szeptała coś cicho patrząc w okno. Nie widziała mnie.
  Odłożyłem cicho plecak i  jak najciszej jak potrafiłem, zaszedłem ją od tyłu.
Położyłem jej ręce na oczach. Spięła się zaraz, lecz po chwili jej policzka się napięły.
- Te ręce poznałabym wszędzie... - szepnęła, a jej ciało drgnęło radośnie.
Zerwała sobie ręce z oczu, odwróciła się i z dzikim piskiem rzuciła mi się w ramiona. Roześmiałem się i zakręciłem się z nią, lecz po chwili uspokoiłem się i postawiłem ją na podłodze.
  Odgarnąłem jej z czułością włosy z twarzy i pocałowałem ją lekko.
Przyciągnęła mnie do siebie mocniej, całując namiętniej. Uśmiechnąłem się lekko.  Po chwili zapytałem.
- Gdzie Jeremy?
Westchnęła.
- Chodzi swoimi drogami. Nie mogę się dogadać z tym chłopakiem. Wraca tylko na noc, a i nie zawsze. W głowie mu tylko panienki.
Pokiwałem głową.
- Taki wiek... A... Jak się trzymasz... No wiesz...Z Ivy?
Spuściła wzrok i zagryzła wargę.
Nie chciałem jej na razie mówić o propozycji. Może dziś wieczorem? Jutro rano? Ale nie teraz.
- Tracę nadzieję... - szepnęła.
- Odnajdziemy ją. Obiecuję ci to.
Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.
- Tęskniłaś? -  mruknąłem.
 Nagle cała się zjeżyła i zmrużyła oczy.
- Zostawiłeś mnie na prawie miesiąc i pytasz czy tęskniłam?!
Zaśmiałem się cicho.
- Przepraszam. - szepnąłem ze skruchą.
- Nie przepraszam! Wiesz co ja tu przeżywałam?!
Waliła we mnie pięściami, a po chwili się uspokoiła. Pociągnąłem ją na kanapę. Zanosiliśmy się śmiechem.
- Nie obudzimy Kate?
- Ona jak już śpi to śpi twardo.
- Jak się trzyma?
- Dobrze. Jest twardsza niż ty myślałeś. - szepnęła Tea.
- Przepraszam. Nie powinienem... Chodziło mi tylko o twoje bezpieczeństwo.
- Jasne. Dla mojego bezpieczeństwa sam być najpierw zginął i przed tym wybił wszystkich ludzi na planecie?
Zaśmiałem się cicho.
- Pewnie tak. Kocham cię nad życie. Mówiłem ci to już kiedyś, gdzieś?
Tea przewróciła oczami i przylgnęła do mnie.
- Ja też cię kocham. Nie opuszczaj mnie już nigdy na tak długo.
- Dobrze. - szepnąłem, martwiąc się, czy uda mi się dotrzymać obietnicy.
Byłem zmęczony i świadom tego, że dni zaczną szybko mijać, a propozycja Gregorego czekała na rozważenie. Mimo tego, byłem pewien, że nie oddam im Tei, choćbym miał zginąć, a Ivy i tak odzyskam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz