-Spieprzyłeś mi życie.
-O to też mi chodziło.
-Czego chcesz?
-Nie wiem, nie wiem... Ciebie...
Ruszyłam w jego stronę i uderzył plecami o ścianę.
-Nie zabijesz mnie w swojej głowie.
-A co? Boisz się sam przyjść do mnie?
-Nie słonko.
-Co ty kombinujesz?
-Ty, albo twoja córka. Może Jeremy?
-Od nich się trzymaj z daleka. Już Ivy mi zabrałeś. Gdzie ona jest?
-Może ją mam, może nie mam...
-Nie pieprz! -Uderzyłam znów nim o ścianę.
-Oops! Nic chyba nie czuje!
-Gdzie ona jest.
-Mam ją, ale o ile po nią przyjdziesz.
-Daj mi się z nią pożegnać.
-Czyli, że zgadzasz się?
-Nie ufam ci. Jeśli zobaczę ją w domu, tak, jeśli pozwolisz mi się z nią pożegnać.
-Tobie też nie ufam.
-Nie masz wyboru.
-Kochana, to ty go nie masz.
-Teaurine...
-Co...
-Muszę odejść.
-Dlaczego?
-Bo... jestem wampirem. Mam ochotę Cię wypatroszyć.
Zaśmiałam się.
-Ekstra.
-Chcesz... umrzeć?
-Tak. Ale nie teraz.
-A kiedy?
-Kiedy będzie trzeba.
-To ja z tobą.
-No, i fajnie.
-Joel... Jak myślisz... wróci?
-Nie wiem, nie obchodzi mnie to teraz.
-Daj spokój. Widać jak za nim tęsknisz.
-Tak bardzo, że mam ochotę mu najpierw zasadzić kopa w tyłek, a potem przytulić i nie puścić.
Znów usłyszałam śmiech Kate.
-Zostawisz Joela?
-On też umrze.
-Tak, ale nie wiesz kiedy. Co Ivy będzie czuć? Co będzie czuć Jer?
-Tego ostatniego matoła to raczej chyba nic nie obchodzi, oprócz fajnych tyłków.
-Fajna jesteś taka. Jest się z kogo pośmiać!
-Aha, czyli jestem aż taka zabawna?
-Tak.-Uśmiechnęła się wesoło.
Siedziałyśmy teraz w samochodzie. Nie wiem po co, Kate chciała coś mi pokazać. Nie wiem o co chodzi, ale już mi tyłek ścierpł od tego siedzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz