czwartek, 3 kwietnia 2014

Od Joela

 Byłem wściekły. Tak bardzo wściekły, jak nigdy więcej. Córka Elanor?! Gdy Gregory do mnie szepnął, długi człon zdania ("To jest córeczka Elanor i przy okazji..." ) rozmył się jakoś dziwnie. Coś mi się nie zgadzało, jednak gdy próbowałem skoncentrować na tym jednym wyrazie uwagę, pojawiała się moja matka.
  Walka się zaczęła. Mimo przewagi liczebnej, widać było, że nasi świetnie sobie radzą. Cały czas bałem się o Roxanę... I o Teę.
  W tej chwili biegłem za nią. Wściekła nie panowała nad sobą i wykorzystała swoje moce, aby być bardzo szybka. Wybiegła gdzieś między krzaki i straciłem ją z oczu.
 Podszedłem bliżej i zamarłem. Widziałem Akkie, córkę Elanor, trzymającą z całej siły naszą córeczkę. Cały się spiąłem, jednak skradałem się cicho, aby stanąć za nią. Zajęta rozmową i nie spuszczaniem z oczu Tei nie słyszała mnie.
- Oddaj mi córkę pijawo! Ona należy do mnie, nie do ciebie!
Mała Ivy się wyrywała i szlochała.
- Puść! Puść mnie! Puść!!
 Widziałem, jak wierzgała nogami. Wiedziałem, że Akkie była w pewnym sensie zaczarowana, jednak...  To było potworne, widząc jak nieugięta trzyma naszą córkę w niedźwiedzim uścisku.
- Nie - odpowiedziała twardo i przemierzyła drzewa wzrokiem w poszukiwaniu ucieczki lub odsieczy.
Nagle Tea się zbliżyła szybko do niej. Mała uczepiła się jej grzbietu zdezorientowana. Akkie zaczęła walczyć z Teą. Nie poznawałem swojej żony. Wściekła i agresywna zadawała ciosy Akkie, tak samo jak je otrzymywała.
"Zaraz jej pomogę" - pomyślałem i przykucnąłem.
Czujna Ivy odwróciła wzrok i nagle wypatrzyła mnie między liśćmi.
Przyłożyłem jeden palec do ust, a drugą ręką zachęcająco przyzwałem ją do siebie.
  Spojrzała z wahaniem na Akkie i pokręciła głową.
- Nie bój się. - powiedziałem bezgłośnie.
Mała zsunęła się szybko z niej i zaczęła biec w moją stronę. Akkie odwróciła się w jednej chwili i rzuciła się w pogoń za nią. Na szczęście mała wpadła już w moje ramiona.
  Niestety, Akkie była wampirem, specjalnie szkolonym i za nim zdążyłem się podźwignąć z ciężarem na plecach i pobiec znalazła się przy mnie.
 Nie miałem innego wyboru... Musiałem... Walczyć z córką Elanor!!
Odepchnąłem ją. Koło mnie pojawiła się zmęczona i poobijana Tea, zarazem zdeterminowana. Przekazałem jej szybko małą, a ona pobiegła.
  Nie chciałem zranić Akkie, jednak ona zaczęła dobierać się do moich skrzydeł. Widziałem, że coś miesza jej się w oczach, gdy na mnie patrzyła. Wykorzystałem tą chwilę nieuwagi i złapałem ją za nadgarstki. Przystawiłem je do kory drzewa i otarłem zakrwawione policzki, od jej zadrapań o rękaw bluzy.
  Akkie wierzgała wściekła i kopała mnie. Ja, jak skamieniały spoglądałem na nią z pytaniem w oczach. Wreszcie się uspokoiła.
- Zostaw mnie!! Puść!! Ona jest moja! Moja! Muszę ją bronić! - krzyczała zrozpaczona.
- Zrozum, Akkie. To moja córka i Tei. Nie możesz nam jej odbierać.
- Muszę!! Muszę!!
- Dziecko... Uspokój się... Nie wiem co ci Gregory zrobił, ale wyjdziesz z tego.
- NIE WAŻ SIĘ TAK MÓWIĆ O MOIM PANU! ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ!
 Westchnąłem. Patrzyłem w jej twarz mrużąc oczy. Jakaś myśl się do mnie dobijała..
- Ty jesteś Joel?!
- Tak... Tak Akkie.
- Znam cię!! Znam cię!!
- Ja też cię znam. - odpowiedziałem spokojnie. - Jesteś córką Elanor i Petera.
   Nagle coś w jej twarzy się odblokowało. Wydawało się, że na chwilę była znowu normalna.
- Nie Peter. Nie on jest moim ojcem.
Zaszokowany spoglądałem jej w twarz.
- To kto...?
- Ty. - odparła zwyczajnie wracając do swojego "gregorowego" oblicza.
 Nie mogłem w to uwierzyć. Wstrząśnięty puściłem ją i cofnąłem się o krok, a ona stała nieruchomo wpatrzona we mnie. Brakujące słowo Gregory'ego wskoczyło na odpowiednie miejsce.
"To jest córeczka Elanor i przy okazji.... twoja".
  Zmrużyłem boleśnie oczy. Nie, nie to nie mogła być prawda!! Coś jej się poplątało!! Na pewno!
- Przepraszam cię synu...
Odwróciłem się i zaszokowany zobaczyłem swoją matkę.
- Za co?! Za co?! To nie może być moja córka, przyznaj!! Nie spałem nigdy z Elanor!
- Przepraszam.. - szepnęła. - Przepraszam, że zablokowałam ci wspomnienia... Ja po prostu chciałam... Żebyś był szczęśliwy... Z Teaurine...
Odwróciłem się. Akkie już nie było.Oparłem się o drzewo.
 Byłem tak roztrzęsiony, że nie zauważyłem zbliżającego się wampira.
- To za Oliviera... - szepnął młody chłopak i zranił mi skrzydło. Poczułem niewyobrażalny ból, ale nie poruszyłem się.
 Po chwili poczułem większy, ostrzejszy... Czułem... Że odciął mi skrzydło...
- A to za nas wszystkich. - wysyczał, a mnie zmorzył nagle sen. Osunąłem się po drzewie i zapadłem się w dziurę. Czułem, że śmierć się zbliża wielkimi krokami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz