środa, 2 kwietnia 2014

Od Johanny





   Wygrzebałam jakieś swoje rzeczy letnie. Naprawdę mi się nudziło, jak ja nienawidziłam zakupów... No, dlatego też robiłam porządki w szafie. Wywalałam to jakieś rzeczy za siebie. Oddzielałam je, lewa - używane, prawa - nie będę ich używać. Nigdy tego nie robiłam, czas zacząć. Minęło kilka dni od wypadku, Alex dalej była w śpiączce, Seth czasem mnie odwiedzał wyciągnąć z domu, Harrego nie widziałam dość długo... Założyłam jakąś sukienkę na siebie. Spojrzałam w lustro i dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo blond przyjął się na moje włosy. Tak, przefarbowałam je. Miałam dość naturalnego czarnego. Teraz był blond. Bardziej mi pasował...
Znalazłam moje stare okulary przeciw słoneczne... Odrzuciłam je za siebie podchodząc do szafy. W blondzie wyglądałam zupełnie inaczej, ale byłam i tak rozpoznawalna. Kiedy Jasper mnie zobaczył skomentował ''Coś ty zrobiła z włosami'' a Nathan ''Piękniejsza niż przedtem...''. Sam zniknął, co mnie chociaż trochę oswobodziło z charakterku marudy i królowej wredoty. Nachyliłam się by pogrzebać w rzeczach i dzięki temu zrobiłam tylko większy bałagan. Usłyszałam kroki i dziwny dźwięk. Skamieniałam, to brzmiało jak okropne skrzeczenie jakiegoś zdychającego zwierzęcia. Spojrzałam się w stronę odgłosu powoli.
Nagle wpadł do pokoju Jass z pistoletem na wodę. Na twarzy miał dziecięcą maskę upiora. Oblał mnie całą zimną wodą, ja na to nie zareagowałam, stałam i czekałam aż kończy. Po akcji ''napadu'' skoczył na mnie przewracając naszą dwójkę na łóżko. Zaczęliśmy się śmiać, ja najbardziej. Aż sturlałam się z łóżka trzymając się za brzuch nie wytrzymując ze śmiechu.
-Nastraszyłeś mnie!
-Ale nareszcie się śmiejesz!
Spojrzałam na niego uspokajając się i uśmiechnęłam. do niego.
-Dzięki, Jasper.
-No niech ktoś powie że jesteś zawsze wredna, 24 godziny na dobę!A, i ładna sukienka. Od kogo?
-Od mamy.
-Nie wiem czy oni wrócą, John.
-To co... Mam ciebie. Ty mi ich w jakiś sposób... przypominasz. Nie boli mnie to że starasz się zgrywać dla mnie i starszego brata, i rodziców, i przyjaciela w jednym.
Przytuliłam go. Ledwo co sięgałam mu do ramienia, był wysoki i dobrze zbudowany. Zawsze taki był, przystojniak.
   Pocałował mnie w głowę i kiedy usłyszał kroki na dole, zleciał z dziwnym okrzykiem na dół po schodach zabawiając się w małe dziecko atakując Nathana który się pewnie niczego nie spodziewał. Usłyszałam na dole ich śmiech. Jasper umiał być poważny, nawet bardzo, ale lubiłam kiedy od czasu do czasu ktoś zachowywał się tak jak on kilka chwil temu.
   Seth po mnie przyszedł kilka godzin potem. Odwiedzał ze mną Alex czasem, kiedy mogliśmy i ja byłam w stanie myśleć normalnie, bo w pewnych momentach nie mogłam po prostu patrzeć na jej w tym momencie martwe ciało. Stanęliśmy przed jakimś budynkiem.
-No, uśmiechnij się!
Zaczął mnie rozbawiać.
-Uśmiechniiij się śliczna mała kobietko!
To mnie rozbawiło, powiedział takim głosem jakby mówił do małego dziecka, a ja oczywiście musiałam się uśmiechnąć.
-Masz ostatnio dobry humor.
-Tak... Jasper cały czas przy mnie jest, kiedy widzi że jestem smutna nie pozwoli mi bym się smuciła...
-Zastępuje ci rodziców.
-Tak... Kocham go.
-Wiem. Jesteście do siebie trochę podobni.
Spojrzałam na niego i dałam mu kuksańca.
-Zniż się bo jesteś za wysoki!-Zaśmiałam się pod nosem.
On przykucnął i spytał.
-Teraz lepiej?
Znów zaczęłam się śmiać.
-Seth!
Zauważyłam Evę. Ona kiedy nas zobaczyła, podbiegła i przytuliła nas.
-O matko ale was dawno nie widziałam!
   Była wysoka. Miała długie nogi jak żyrafa, krótkie kręcone włosy i brązowe włosy. Jej uroda wynikała z pochodzenia Indian, dlatego miała dość unikalną urodę, ale była naprawdę ładna. Miło było ja spotkać.
-Przefarbowałaś włosy! Nawet z daleka rozpoznam małą niską dziewczynę!
-Gdzie idziesz?
-Na sesję, chodźcie ze mną, mam tylko dwie godziny, potem...
-Pójdziemy z tobą. John pobawi się w przymierzalni.
-Nie traktujcie mnie jak dziecko!-Podreptałam za nimi do wielkiej białej kamienicy.
   Było tam dużo ciuchów, jednak moja szafa mieściła dość pokaźną sumę podobnych. Zabrałam Sethowi swoje okulary przeciw słoneczne i założyłam je, kiedy światło reflektorów oślepiło mnie na moment.
Potem poszłam znów na pusty pomost. Nikogo nie było, ja byłam sam na sam z drewnianym szerokim spróchniałym pomostem. Oparłam ręce o belkę i patrzyłam w dal. Była piękna pogoda, słonce świeciło mi w twarz. Okulary dalej miałam, by słońce nie drażniło mi oczu. Byłam sama, Seth poszedł z Żyrafą gdzieś do miasta, niech pobędą sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz