czwartek, 3 kwietnia 2014

Od Johanny





   Wpadł do mojego domu robiąc dość duży bałagan. Wszystko było powykręcane do góry nogami. Wampir patrzył na mnie swoimi oczyma i bawił się moim kosmykiem włosów coś mówiąc. Zdaję się, że namawiał mnie do pójścia z nim... Ale nagle zadzwonił mu telefon. Kiedy odebrał, zaczął przeklinać, bać się po prostu. Ale czego?
-A ochrona nie mogła go chronić?! Jestem dowódcą pieprzeni nieudacznicy! Mieliście wykonywać moje rozkazy!
Wybiegł a ja opadłam na ścianę patrząc na ten cały burdel. Jak mnie nastraszył. Liczne ślady na ręku od kłów piekły mnie i bolały niemiłosiernie. Skuliłam się pod ścianą, łzy spływały mi pojedynczo po policzku. W głowie dudniły mi słowa wampira Co by ci tu zrobić? Zabić? Nie... Nie chcesz tego, prawda? Może posmakowac twojej krwi, napewno jest doskonała. Nie bój się, tylko trochę zaboli. Twój kuzyn jest w domu? Jego też mogę pokatować, będziesz na to patrzeć, chcesz?TWOI RODZICE NIE ŻYJĄ!
   Bam się tego, czego nie znałam. Nie wiedziałam do czego był zdolny, prosiłam go, by nie krzywdził Jaspera. Jego śmiech także był w mojej głowie, czułam się okropnie. Ale wybiegł, uspokój się, nie ma go tu! Wyjdź na świerze powietrze, uspokój się Johanna...
   Sama siebie musiałam uspokoić. Jasper ostatecznie wyjechał, więc czułam się sama, teraz sama nauczę się uspokajać. Nie wychodziło mi to. Wybiegłam przerażona tam, gdzie smutki rozwiewał mi tylko wiatr i spokój, samotność. Nad opuszczony pomost, który już nie był odwiedzany przez wielu ludzi. Był samotny, jak ja. Potrzebował może towarzystwa, jak ja? Nikt się nim nie interesował, jak mną? Tyle mnie łączy, mnie i próchniały,drewniany pomost. Dowiedziałam się od wampira, że moi rodzice nie żyją. Dopiero teraz dopuściłam to sobie do świadomości. Przestałam stać, usiadłam, opierając plecy o drewnianą belkę, i rozpłakałam się. Nigdy nie płakałam, ale teraz wiedziałam że przecież Jasper nie będzie się mną opiekował do końca mojego niepełnoletniego życia. Wiedziałam, że zaraz wyjmę paczkę papierosów, całą wypalę, kupię drugą, trzecią, czwartą... Nie wiedziałam co mogę zrobić, w domu zacznę na nowo przewalać i niszczyć rzeczy ze wściekłości i rozpaczy po rodzicach. Trzęsły mi się ręce. Wyciągnęłam paczkę, jak podejrzewałam. Zapalniczkę także, podpaliłam jednego, i wzięłam bucha. Złapałam się za głowę załamana, wiedząc, ze nikt nie może mi pomóc. Płakałam, paliłam papierosa, trzymając go w drżących rękach z wyczerpania, ze świadomością że moja tarcza odporna na pociski złamania mojej równowagi, pękła.
   Co teraz? Nic, zostaję tu, paląc na moście, płacząc. Głowa zaczęła mnie boleć, nie przestawałam płakać. Wylewałam dużo łez, co kilka minut więcej. Papierosy się kończyły, kiedy wstawałam kręciło mi się w głowie, chciałam iść po drugą paczkę, ale nie mogłam! Złapałam się za głowę i schowałam twarz między kolanami. Nerwowo wprowadzałam swoje włosy w nieład, ból sprawiał że miałam ochotę spalić się razem z samotnym mostem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz