czwartek, 3 kwietnia 2014

Od Teaurine

-JAK TO GO NIE MA KATE!?
-Spokojnie... będzie dobrze... Żyje...
-DAJ SPOKÓJ! Wracam tam...
-Teaurine! Prosze... Zginiesz.
Pociągnęłam za rękaw Kate na stronę.
-Prawdopodobnie tak. Ale chodzi mi o jedną, małą rzecz.Jednego małego człowieczka który zniszczył moje życie, jeśli się dowiem, że Joel jest mocno poszkodowany, umiera, to wyślę skurwiela do piekła.-Szepnęłam jej na ucho.
-Co powiem małej, jak podnośnie, jeśli nie wrócisz?
-Prawdę.
-Czyli?
-Jej matka zginęła, ale tylko dlatego, żeby spróbować uratować jej tatę, i ją, i Jeremyego. To starczy. Cała prawda.
Z oczu Kate spłynęły łzy, ale zaraz je otarła poważna.
-Oczywiście.
Przez drzwi wpadł Boggs.
-Oszalałaś?!
-Robię to, co do mnie w tym momencie należy.
-To głupie!
-Przecież to ja, wszystko to co robię jest głupie, potem mi podziękujecie w modlitwie pożegnalnej.
Ukucnęłam przy małej. Była cała roztrzęsiona.
-Bądź twarda mała. Będzie dobrze.
-Ale... nie wrócisz...?
-Iv...
-Dopiero co was odzyskałam, a już musisz odejść...?
-Kochanie, robię to dla ciebie. Będziesz bezpieczniejsza. A jeśli ktoś kiedyś z tobą zadrze, daj mu wycisk. -Mała się uśmiechnęła i przytuliła mnie.
Westchnęłam.
-Bądź dzielna, jak ja... Jer... twój tata...
-A tatuś wróci?
Nie miałam pojęcia co jej powiedzieć. Zagryzłam wargę i spojrzałam jej w oczy.
-Nie wiem. Ale masz Kate, Boggsa... Jeremyego. Pamiętaj, że bez rodziców może ci być ciężko... kiedyś... Ale nie zapominaj, że wszystkich, tych którzy cię otaczają od lat, są także najważniejsi. Oni ci zastępują wszystko...
Mała spoważniała, po tych słowach. Miałam wrażenie że zakodowała sobie to co jej powiedziałam do głowy, i zatrzymała tą chwilę w sercu na czarną godzinę kiedy braknie jej odwagi lub sił. Przykro mi było, że ją zostawiam prawdopodobnie na zawsze.
   Kiedy byłam przed budynkiem, kilka kroków, spotkałam Jera. Zmierzyłam go wzrokiem i zdziwiona minęłam go bez słowa.
-A ty gdzie mamo?!
-Skończyć to.
-Ale nie idź sama!
-Sama to załatwię. O to chodzi. Musze być sama. Zostań, zrozumiałeś?
-Nigdzie nie pójdziesz sa...
-Zostajesz, czy tego chcesz czy nie Jer!-Uniosłam głos.
-Ale nie wrócisz. Tak?
-Tak. Tak, nie wrócę. Jesteś twardy, wytrzymasz rozstanie z matką której przez część twojego życia nie widziałeś. Bądź twardy jak ojciec, ale nie pakuj się w coś, o czym nie masz pojęcia.
-Mam!
-Masz doświadczenie jak ojciec? Nie aż tak duże, naucz sie tego co twój tata w całej swojej powalonej karierze która teraz go zabiła...
-Widziałem jak niosło go dwóch chłopaków... Jeden nazywa się Eryk, i jakaś dziewczyna...Taty tam nie ma...
-Dzięki. Przyda się, bardzo. Nie chodzi mi o to, że chcę go odbić. Chcę zabić kogoś, kto zniszczył moje życie.
-Chodź ze mną!
Pociągnął mnie za rękaw kurtki i zaprowadził gdzie leżał Joel. Podeszłam do niego. Nie zważając na dziewczynę, skupiłam uwagę na Joelu.
-Tea...
Usmiechnęłam się.
-Zaraz się widzimy... -Przeczesałam mu włosy do tyłu.
-Co..?-Nie zrozumiał.
-Idę tam.
-Po co... N...Nie...
-Muszę. Jak każdy z moich pomysłów,ten jest najgorszy,co? Kocham Cię, ale nie pozwolę żeby dalej po naszej śmierci krzywdził Jera, Ivy... Akkie...-Wiedziałam o niej. Rozmawiałam z fioletowowłosą dziewczyną. Wyśpiewała mi wszystko.
-Nie... proszę...
-Nie przekonasz mnie. Zrobię to z klasą.-Przekręciłam głowę. -Jak z klasą umrę, to z klasą zabije Gregorego.
Uśmiechnął się z wysiłkiem.
Pocałowałam go w usta, i pożegnałam go. Kilka słów skierowałam do Jera... I koniec.
Pożegnałam się z nim nie za czule, ale myślę że tak będzie dla niego najlepiej. Nie będzie za bardzo cierpiał po mojej stracie. Wiem, że ostre zakończenie wspólnego życia dobrze dla niego wróży, w przyszłości nie będzie za nami beczał. Teraz też nie. Przypominał Joela, i to bardzo. To także mu powiedziałam, miałam wrażenie, że tą informacją sprawiłam lekkie szczęście i... to że bardziej uwierzył w swoje możliwości? Coś takiego...
   Znalazłam pokój. Korytarze były puste. Siedział tam Gregory, rozmawiając tyłem przez telefon. Weszłam do pokoju na czarnych szpilkach, w czarnych rurkach i kurtce z rozwianymi włosami. Cieszyłam się z tego spotkania, nie zaleznie jak miało się potoczyć. Byłam spokojna, opanowana. Moje moce były przygotowane. Pełna kontrola. Zamknęłam drzwi na klucz, lekko przekręciłam zamek nie odrywając oczu od niego. Stanęłam przed biurkiem i wpatrywałam się w niego. Odłożył telefon na parapet i odwrócił się do mnie. Drgnął, ale zaraz się uspokoił.
-O matko! Nie strasz Teaurine! No, sama przyszłaś!
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Stwierdziłam...-Wyjęłam rękę zza siebie. Stanęła w płomieniach. Unieruchomiłam Gregorego.
Zginie tak, jak powinien. Nie od razu.
Znalazłam jakąś linę. Związałam go, w rogu ściany.
-No. Niesprawiedliwie, ale obiecuję... Będzie bolało. Za to wszystko, co zrobiłeś skurwielu... -Zapaliłam dłoń.
   Nie obrzydzało mnie to co z nim wyprawiałam. Robiłam to z brakiem obrzydzenia. Teraz był czas na krzywdy dla niego, żebym mogła go skatować jak psa.
   Wyjęłam z jego kieszeni nóż. Rozcięłam mu skórę. Na rękach i nogach, i na twarzy. Zachowałam jedną kulę. Na wszelki wypadek. Podpaliłam mu wszystkie rany. Krzyczał, jedną ze swoich mocy osłabiłam jego czucia na 0. Przeraźliwie to musiało boleć, ale na to zasłużył. Nie obchodziło mnie to że cierpiał.
Kucałam przy nim cały czas, bawiąc się jego bólem i cierpieniem z uśmiechem i satysfakcją wymalowaną na twarzy. Zrobiłam małą kulkę ognia w powietrzu.
-Piekło spali cię od środka. -Z uśmiechem rzuciłam mu trzy ogniki do gardła, każdą pojedynczo skierowałam do brzucha, gardła i mózgu. Koniec z nim. Zaczął krzyczeć. Drzeć się. Kopnęłam go w brzuch i skomentowałam obojętnie.
-Zaaamknij się. Krzyki ci nic nie pomogą... I tak mnie zabiją. Po to tu przyszłam.
Usłyszałam dobijania do drzwi. Zdążyłam napisać jego krwią na białej ścianie ''Koniec zabawy pijawki! Zakończyłam to, co zaczął wasz szef.''. 
Podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz, i spojrzałam na nich.
-No co jest?! Rzucać się na świeżą krew pijawki!-Zaśmiałam się. Odsunęłam się kilka kroków, i zapaliłam dłonie. Zabiłam dziesięciu. Został jeden. Wyjęłam pistolet. Przyłożyłam sobie go do skroni.
-Albo nie. Nie dostaniecie mojej krwi. Oops!
Wyskoczyłam przez okno, nie ucierpiałam. Uciekłam pobliskim samochodem na urwisko.Stanęłam na nim, i strzeliłam sobie w łeb mówiąc Nie zginę z rąk kogoś pobocznego. Jeśli już, to zginę tylko ze swoich rąk, z klasą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz