poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Od Johanny




   Byłam na niego wściekła. Moje uczucia i złość mieszały się ze sobą. Wrzasnęłam i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Zeszłam ze schodów prawie się na nich nie zabijając, bo były naprawdę śliskie. Mały chłopiec zniknął, i stał w cieniu pod drzwiami. Tylko wielkie świecące oczy się wyróżniały. Przybrały kolor szary, a ja na pierwszy rzut oka myslałam że to jakiś wielki stwór.
-Wystraszyłeś mnie...
-Pachniesz aniołem. To nie dobrze... Nie dobrze...
-Co? Dlaczego?-Zdziwiłam się.
-Ponieważ jeśli mój brat wyczuje od ciebie anioła... wścieknie się.-Mówił ponuro. Przerażająco, jak dziecko zjawa z jakiegoś dobrego horroru.
-Twój brat tu będzie?
-Dlatego stoję przy drzwiach, chcę go wyczuć w porę byś zdążyła uciec.
-Nie będę uciekać.
-Jesteś bardzo, bardzo uparta. Ech... Johanno, nie wiesz nic o moim bracie. Jeśli wyczuwa anioła, bardzo się denerwuje, bo wie że ta osoba jest otoczona opieką... Może ją tknąć, ale ryzykuje życie całej swojej  grupy wampirów... Zezłości się...
Coś do mnie teraz dotarło. ŻE JAKI ANIOŁ?!
-A...Anioł? Że c...co?!
-Nie wiesz o ich istnieniu. Twoi rodzice mówili mi, że nic o nich nie wiesz i masz nie wiedzieć.
-Moi rodzice cię znali?-Wyszeptałam coraz bardziej zaciekawiona otrząsając się z szoku.
-Tak. Byli w armii. Uczestniczyli w bitwie z wampirami i aniołami.
-To się stało naprawdę...-Szepnęłam do siebie.
-Tak. Wiem, że nic nie wiedziałaś. Ale lepiej dla ciebie...
-Jeremy jest aniołem...?
-Nie. -Wydawało mi się, czy on skłamał?
-Kłamiesz...?
-Nie, nie. Tylko... On mógł cuchnąć innym aniołem. Znając jego, mógłby się z kimś...
-Ile ty masz lat?-Zauważyłam.
-Siedem, już mówiłem. Ale żyję dłużej.
-To ile?
-W postaci wampira? 147 lat.
Wytrzeszczyłam oczy.
-I nie rośniesz?
-Nie, zostałem wampirem w wieku siedmiu lat, tak już zostało. Zatrzymałem się na bierzącym wieku do mojego wyglądu, ale mam 147 lat. Ale nie jestem takim starcem w głębi siebie, dalej jestem dzieckiem.
-A...A...Aha...
Schowałam twarz w dłoniach padając na schody.
-Matko... Dlaczego moi rodzice mi nie...nie mówili że... o tym... wszystkim?!
-Mówili ci jak byłaś mała. O bitwie, ale mówili ci także że to bajki.
-Tak... Racja... Skąd wiesz?!
-Bo jestem informacją o tobie. Wiem o twoich rodzicach wszystko, ale ty cały czas mnie zaskakujesz.
-Wiesz o mnie... wszystko?
-Nie, nie całkiem. Twój umysł blokuje w każdym razie moce... Każde. Nie mam pojęcia jak, ale nie można na ciebie użyć mocy... Tylko cię można zranić. Złamać ci rękę, nogę, serce... kark...
-Dobra,dobra... Stop... Jeśli tu przyjdzie... to... umrę?
-Prawdopodobnie. Musisz uciec.
-Nic nie muszę.
Mały westchnął.
-Powiesz mi... jak masz na imię?
-Mike.
-Nazwisko?
-Nie mam. Wiem że jestem Mike.
Uśmiechnęłam się lekko. To była jedyna osoba dla której byłam w stanie być miła.
-Lubisz mnie. -Stwierdził mały dalej nie ruszając się.
-Tak... Bardzo.
-Kochasz mnie?-Zadał pytanie.
-Nie wiem.
-Wiesz. Kochasz mnie jak brata...
Może i miał rację...
-Do czego dążysz tymi stwierdzeniami i pytaniami?
-Bo wiesz, że masz kilka osób które kochasz, i nie możesz ich zostawić.
-Nie... Nie mam...
-Masz! Masz! Mnie... Swojego kuzyna...
-Ilu zabił twój brat?Uczestniczył w wojnie? Zabił moich rodziców. To prawda?
Zasypałam go pytaniami.
-Dużo bezbronnych ludzi. Nie jestem w stanie policzyć... Tak brał udział. Zabił twoich rodziców przyrzekając, że zabije i ciebie...
Znów zakryłam twarz dłońmi.
-Mam dość... mam dość...
-Będziesz... strasznie... wyglądać. Dla mnie to nie najgorszy widok, ale wiem jak będzie. Ucieknij, przyjdziesz za kilka godzin...Czuję jego zapach! Uciekaj.-Mały próbował otworzyć tylne drzwi. Były zamknięte. -Nie chcą się otworzyć.Nie mogę, są zamknięte. -Mówił bezbarwnym głosem.
Odwrócił się do mnie i podbiegł do okien.Także były zamknięte. Spojrzał na mnie z bólem na twarzy i ze smutkiem.
-Niestety... Coś pozamykało drzwi... Wiem kto to.
-Kto?
-Jego dziewczyna. Jest czarownicą, jest tylko jego służącą. Muszę ją zabić... Uciekniesz kiedy wrócę, pomoge ci! Graj na czas... Muszę ją zabić, ale nie wiem czy...czy wrócę szybko.Trzymaj się.
Zniknął. Rozmazał się i została mała chmurka, dymek, który wyleciał pod drzwiami i potem małego chłopca który biegnie w las z prędkością niezliczoną.
   Drzwi się otworzyły z hukiem. Wampir podleciał do mnie i przydzwonił mną o ścianę. Jęknęłam cicho i zacisnęłam zęby. Poczułam ból który przeobrażał się w cierpienie, ale zniknął.
-Anioł?! -Wybuchnął.
-Nie,nie...
-To co w takim razie!?
-Ja nie wiem... Anioły nie istnieją... Nie wkręcaj mnie...
-No tak, ty nic nie wiesz... Ale może coś mi powiesz? -Rzucił mną o podłogę. Przeturlałam się pod następną ścianę na drugiej stronie korytarza. Podźwignęłam się na łokciu ale zjawił się Eddie.
   Kopnął mnie w brzuch dwa razy z obojętną miną i powtórzył pytanie.
-Czy masz mi coś do powiedzenia? CZY BYŁ TU jakiś anioł?
-Nie... N...Nie wi... Nie znam żadnego...anioła.
Wstał. Złapał mnie za nadgarstek z całej siły. Z trudem moglam ustać na nogach, gdyż brzuch mi pękał, miałam wrażenie że rozrywał mi się na kawałeczki, małe cząsteczki.
-Nie kłam. Jeśli nic nie powiesz, dalej będę cię katować. Może to trwać tygodniami, mam czas. -Uśmiechnął się.
-Po co...
-Po co chcę wiedzieć? Bo pieprzone aniołki mogą mi rozwalić grupę którą zbieram! Rekrutuję ludzi! Wampiry znów będą siać zniszczenie i strach, pożywiać się każdym, i katować kiedy im pozwolę. Niestety, anioł może mi bardzo przeszkadzać. Jesteś dostępem do zabawy, mogę cię katować, a ty nic NIC a nic nie zrobisz... Nikt cię nie obroni. Gdybyś znała bliżej tego anioła, styknęła się z nim na sekundę, miałbym problem, bo co tydzień znika jedna zadana ci rana, z tego co wiem... A tak jest... -Wysyczał.
   Nic nie odpowiedziałam, rzucił mną znów o ścianę. Uderzyłam głową o klamkę z dość dużą siłą. Zemdlałam. Wiedziałam tylko to, że Eddiemu chodzi o to bym cierpiała, bym była katowana. Sprawiał mi za dużo bólu... Zaczeka, kiedy się obudzę. Będzie kontynuował to co zaczął...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz