wtorek, 8 kwietnia 2014

Od Johanny






   Siedziałam normalnie, cała i zdrowa. No, nie zupełnie. Siedzę tu może i nie czując bólu, ale na ręku miałam liczne rany. Nie mogłam ruszyć rękoma... Po chwili doszło do mnie, że nogami także nie mogłam władać. Tylko głowa była mi w pełni posłuszna. Stało tu tylko krzesło, nic poza tym. Na tym krześle siedziałam właśnie ja, a dookoła pusto, nikogo w pobliżu. Wszędzie było ciemno. Nie wiedziałam czy to się działo naprawdę. Usłyszałam kroki, i jakąś postać w ciemności naprzeciwko mnie. Pomyślałam w pierwszej chwili, że to ten wampir, ale to był Jeremy. Kamień spadł mi z serca, nie obchodziło mnie to teraz, że go może i nienawidzę, ale wiedziałam, że może mi pomóc.
-Jeremy?
Nic nie odpowiedział. Jednak byłam pewna,że to jest on. Poznałabym go z daleka. 
-Jeremy... 
Dalej była cisza. Stał jak manekin. 
-Jeremy!
Kiedy zamknęłam oczy i otworzyłam je, on zniknął. Rozglądałam się po całej ciemnej sali. Nic nie wiedziałam, było ciemno jak dupie. Poczułam lekki powiew wiatru, westchnęłam z ulgą, jednak jest, nie oszalałam. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu, ale przyjemne zarazem, cieszyłam się, że jest teraz ze mną i przestałam się bać. Myśl, że mnie na pewno uratuje, powoli się rozwiała, po kilku nieszczęsnych sekundach... Nadzieja na to, że to on, uciekła, znikła... 
-Jeremy...?
-Czego chcesz?-Powiedział wściekły.
-Coś się stało...?
-Ty się stałaś. Jestes kulą u nogi... 
-Co...? To dlaczego mn...
-Zamknij się!
   Wyczułam, że to nie on. Że to koszmar, ktoś nawiedzał mnie przybierając jego postać, by mnie zdenerwować. 
-Ty, to nie Jeremy. -Zmrużyłam oczy.
-Masz rację, nie. Ale przyznaj, coś do niego czujesz.
Zacisnęłam zęby i pięści. 
-Nie drażnij lwa... 
-Może i rany ci się mogą zagoić, ale jeśli byś miała ich więcej na brzuchu... 
-Co się ze mną dzieje? Nie żyję?
-Ech... niestety, jeszcze żyjesz... Ale to się zmieni, masz dokładnie dwa dni i pięć godzin na przeżycie, oops... Teraz już cztery. -Uśmiechnął się. 
-Wiem że to ty, Eddie. 
-Tak, to ja. A jednak! Nie da się ciebie oszukać... wierzysz tylko patrząc komuś w oczy, tak? Wyczytujesz prawdę, i fałsz... Mike mi to powiedział. 
-Coś jeszcze mówił?
-Nic, nie wie o tobie zbyt wiele... Albo nie chce mi nic powiedzieć. 
-Jesteś jego prawdziwym bratem...?
-Nie, jestem tylko jego opiekunem, podajemy się za braci. Nie ma rodziny, ja jestem wampirem od niedługiego czasu... O... Czas zacząć zabawę moja piękna. Pobudka, o ile się wybudzisz...

Obudziłam się. Poczułam ból, wielki ból, ale byłam sama w pokoju. Leżałam na miękkim łóżku. Coś poczułam. Znowu. Ktoś wbijał mi nóż w rękę, robił dziurę, szeptał coś do mnie. Zaczęłam krzyczeć, ale to mi nawet sprawiało wielki niewyobrażalny ból.
-Budź się, Johanna.... Wstajemy, trzeba kontynuować to co zacząłem...
-Zostaw ją!-Usłyszałam dziecięcy głosik.-Idę po pomoc!
-Nie...! Mike...!-Kaszlałam i skręcałam się z bólu próbując zatrzymać chłopca.
Nagle ból trochę ustał, zniknął Eddie, i była tylko cisza.
-Co się...
-Werbena. Nie miałem jej dużo, musiałem ukraść ją jakiemuś aniołowi, wiesz ile ja musiałem szukać anioła żeby mi zabrać pistolet z werbeną?Mniejsza o to... Idę po pomoc... Znajdę kogoś...
-Tylko uważaj...
-Nie będę uważał, fakt jest taki, że umrzesz. Uciskaj ranę tym, staraj się przeżyć, bo jeśli nie wrócę z kimś na czas to...
-Umrę. Nie ma sprawy... Przygotowałam się na to...
-Nie zupełnie. Idę.
   Zniknął zostawiając otwarte okno na szerz mówiąc, że to mi pomoże, powietrze jest dla mnie idealne jak na teraz, muszę odpychać ból i zatamować krwawienie... matko, tylko jak ja mam to zrobić?! Ból mi nie pozwalał oddychać, zaczęłam się krztusić powietrzem... Czułam ciepłą dziwną substancję na dłoni... krew. Dużo krwi... We mnie sporo zaczęło się dziać, panika... ból... cierpienie, myśl o śmierci. Nie chciałam umierać, wiedziałam, że Mike może prawdopodobnie nie zdążyć z posiłkami, nie znajdzie kogoś kto się na tym zna, lub ma znajomości. Nie wytłumaczy osobie normalnej, co się ze mną stało.Moje ręce i nogi a także brzuch... wyglądało to wszystko masakrycznie, ale ciało i tak leczyło większość ran, wiedziałam też, że nie dawało sobie już rady, poddawało się, umierałam teraz. Powoli, ale tak, to się działo naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz