sobota, 3 maja 2014

Od Jeremiego

 Gdy odwiozłem Johnę do domu wróciłem do jej mieszkania. Miałem w sumie wrócić do namioto - domu, ale tak jakoś. Gdy wszedłem do środka westchnąłem cicho. Ten dom wydawał mi się jakiś obcy bez  Johny.
  Opadłem na kanapę bawiąc się telefonem. Tak będzie teraz wyglądać każdy dzień oprócz soboty i niedzieli. Jednak nie mogłem być taką egoistą. Powinienem się cieszyć, że Johna nie zawala do szkoły i  się dobrze uczy... Zawsze przecież zostawały wieczory...
  A ja? Co ze mną? Byłem już pełnoletni, więc powinienem zaciągnąć się do anielskiego wojska, albo zabijać na zlecenie. Chyba ta druga opcja mi odpowiadała..
   Tak mijały następne dni. Johnę miałem tylko nocami, a i nie zawsze, bo albo się uczyła, albo spała zmęczona, albo mi coś wypadało (lub spałem  - zmęczony).
  I o to niespodziewanie nadszedł umowny dzień moich urodzin - 29 września. Czemu umowny? Naprawdę urodziłem się w maju, ale z racji iż szybko rosłem, rodzice ustanowili mi aż 3 daty urodzin w ciągu roku. Teraz, jak już miałem zostać "wiecznie młody" (no prawie) i rozwijałem się normalnie, a nawet dużo dużo wolniej, jakoś został tylko ten wrzesień.
  Nie żerowałem na Johannie. Utrzymywałem się pracując dorywczo w zakładzie samochodowym siostrzeńca Sebastiana - dawnego przyjaciela ojca. Nawet dobrze się dogadywaliśmy z Zackiem.No i nie musiałem łazić do ciotki Kate i prosić ją o "drobną monetę".
 Dziś było dużo do roboty więc wyszedłem z zakładu dopiero o 21. Jadąc tak ulicą rozmyślałem o Christianie i Akkie. Już się pogodziłem dawno z myślą, że ich nie odzyskam, bo mają nowe, lepsze życie... Ale tak jakoś ciężko było mi przed nimi.
  Nagle ni z stąd ni zowąd w tej ciszy przyszedł sms. Aż podskoczyłem. Zmrużyłem oczy i wyjąłem telefon.
Ciotka Kate napisała "Jerry mam dla ciebie dobrą wiadomość. Będziesz pracował tam, gdzie kiedyś twój ojciec. Przyjedź najszybciej jak się da".
 Szczęśliwy wysłałem szybko sms'a do Jenny:
"Kochanie będę trochę później, gdzieś za godzinkę".
Dodałem gazu do deski i pojechałem. Dotarłem do ciotki w paręnaście minut. Gdy wpadłem podniecony do domu, ciotka widząc mnie roześmiała się serdecznie.
- Spokojnie Jeremy! - po czym wzięła mnie za rękę.- Gratuluje przyszłemu tropicielowi.
Błysnąłem zębami zadowolony.
- To mój prezent dla ciebie. Rozmawiałam już z Sebastianem. Został on nowym szefem, jak wiesz po śmierci twojego taty... W każdym razie, choć pogadamy. Wiem tyle, że Johna ma dla ciebie niezły prezent, więc się pospieszmy.
- Dzięki ciociu... - mruknąłem ożywiony.
Uniosłem brwi. Całkowicie zapomniałem o moich urodzinach. Zastanawiałem się o co chodzi z tym prezentem i tajemniczym błyskiem w oku ciotki, jednak po chwili zaczęła mówić.
- Wiesz, że każdy nowy przechodzi szkolenie. Sebastian mówił, że za tydzień możesz zacząć - uśmiechnęła się szeroko. - Mam nadzieję, że będziesz taki dobry jak ojciec... Choć wiesz, że to ryzykowne i niebezpieczne zajęcie.
Pokiwałem głową. Przytuliłem jeszcze niezdarnie ciotkę.
- Dzięki ciociu! Lecę już.
Cały promieniałem gdy dotarłem do Johny, jednak to we mnie zgasło. W końcu przypomniałem sobie, jak ojca czasem nie było nawet miesiąc... Ale podobało mi się i może jakoś by mi się udało załatwić, żebym pozostał raczej tu na miejscu.
  Już spokojniejszy wszedłem do środka. Odwiesiłem bluzę, zsunąłem buty i odłożyłem kluczyki.
- Jestem! - krzyknąłem, lecz nikt mi nie odpowiadał.
Sprawdziłem kuchnię, salon i łazienkę, lecz Johna znikła. Zaniepokojony dostrzegłem nagle poświatę płynącą z uchylonych drzwi sypialni.
  Uniosłem brwi. A więc tam musiała być Johanna. Uświadomiłem sobie, że jestem trochę zmęczony, po ciężkim dniu w pracy.  Wszedłem do pokoju.
  Znieruchomiałem otwierając szerzej oczy.
 Chyba się przewidziałem. Albo na łóżko leżała inna laska.
Nie, to była moja Jenny...
Patrzyła prosto na mnie przygryzając wargę. Miałem ochotę wtopić się w ścianę.
  Tak, przyznaję wyszedłem już z "wprawy". Dawno, oj dawno dawno nie byłem już w żadnym nocnym klubie z Chrisem albo znajomymi. Teraz wystarczała mi Johna. Taka zwykła, kochana Jenny...
  A od tej aż biło seksapilem. Leżała na czarnej pościeli pośród czerwonych płatków róży, w skąpym... co ja mówię w samym koronkowym staniku i majtkach. Bodajże stringach.   Wpadłem w dziwne otępienie, ale zaraz z niego wyszedłem. Nie wiadomo kiedy znalazłem się nad Johną i z cichym mrukiem zacząłem ją całować.
- Choć tu ty mój mechaniku - wymruczała.
 Wiedziałem, że zachowuje się jak jeden, wielki zbok. Seks rano, wieczorem, po południu. Dziwiłem się, że Johna jeszcze nie zaszła ze mną w ciążę, ale podobno brała jakieś tabletki od Kate. I dobrze.
- Za dużo tego, za dużo... - wyszeptałem jej do ucha, i przecząc swoim słowom zsunąłem ramiączka stanika.
- To mój prezent urodzinowy - odszeptała mi zdejmując mi podkoszulek - Nie możesz go nie przyjąć.
- Zajebisty - mruknąłem i pocałowałem ją namiętnie w usta.  
Z ust Johny wydarł się jęk. Pozbawiłem ją zręcznie stanika.
- Nie ma to jak nie spanie w dresie, co? - mruknąłem.
Zaśmiała się cicho, po czym zaczęła odpinać mi pasek u spodni.
Ja się zająłem jej piersiami.
Obsypywałem je bez przerwy pocałunkami. Stanęły jej sutki, a na całym ciele wyszła gęsia skórka.  Zsunąłem się na dół i od razu ściągnąłem jej zębami majtki. Dziś jakoś nie miałem nastroju do drobiazgów i pierdół. Pocałowałam ją w odrastające i skręcające się włoski na podbrzuszu i niżej. Czułem cały czas we włosach jej dłonie. Gdy zatopiłem język w bardzo dobrze znanej części ciała Jenny, właścicielka wygięła się w łuk i wydała przeciągły jęk. Wolne ręce znów zająłem jej piersiami. Pożądanie rosło w niewiarygodnym tempie. Johna pociągnęła mnie za ręke. Nasze wargi znów się zetknęły.
- Kocham cię... - wymruczała w rozkoszy, gdy całowałem ją po szyi, a palce pracowały na dole.
Mała spryciula zsunęła mi spodnie nogami, zaciskając mi gorące uda na ręce.
Ani się spostrzegłem, a sięgnęła ręką do moich bokserek. Jęknąłem cicho z niemym protestem. Musiałem ją tak czymś zająć, żeby nie dała już rady robić nic sama.
  Zsunąłem się więc i operowałem teraz językiem dokładniej, mocniej, a palcami sterowałem na górze. Choć i mnie przechodziły przyjemne dreszcze, Johna miała tylko dłoń, a ja język i dwie ręce. Po chwili się poddała, jęcząc z rozkoszą i wbijając mi paznokcie w barki. Objąłem ją mocno jeżdżąc rękami po jej szczupłych plecach i całowałem ją mocno w usta.
  Nawet nie wiem kiedy wszedłem w Jenny. Dość szybko doszedłem podobnie jak ona.
Zmęczeni  opadliśmy koło siebie na łóżku. Zaraz zasnąłem tuląc do siebie Johannę.


 Jak zwykle wstałem pierwszy. Pozbierałem rozrzucone płatki róż po pokoju. Ubrałem się i zrobiłem śniadanie Jenny. Patrzyłem optymistycznie na dzisiejszy dzień, zwłaszcza że mój prezent urodzinowy był cudowny.





























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz