Trwało to już dwie godziny, mnie się nie chciało siedzieć tutaj i patrzeć na to, jak jarają i ćpają. Aż mnie rzucało. Wyszłam z domu, wiedziałam że raczej mi go nie zdemolują i posprzątają przed wyjściem. Nie byli świniami, zawsze sprzątali po imprezkach żeby było czysto jak gdyby nigdy nic. Poszłam do sklepu po papierosy, miałam dość daleko do sklepu, bo mieszkałam na uboczu Maine. Ach, wróciłabym do Paryża. Nie siedziała tutaj, tam jest więcej do roboty, znów wpadłabym w zabijanie, gdyby jechała ze mną Toshiko. Ona dalej zabija... Pewnie w tym momencie Harry wysysa z jakiejś dziewczyny krew, Seth wyrywa dziewczyny, Michael ''zabawia '' się ze swoją dziewczyną w sypialni. Na szczęście, na dole były dwie sypialnie a na górze trzy. Na górę nikt się nie pofatyguje, przewrócą się po drugim schodku.
Trafiłam na Deinę, palącą przy sklepie opierając się o swoje czarne volvo. Kiwnęła mi głową dopalając fajkę z jak zwykle poważną miną. Jej długie blond włosy były związane w duży kok a na sobie miała beżowe rurki,luźną bluzkę i czarną kurtkę. Wyszłam ze sklepu z paczką i wyjęłam jednego.
-A u ciebie nie ma imprezy czasem?-Mówi.
-Jest, jest... Tylko wyszłam na moment. Dość tam duszno, mimo że są pootwierane okna i to co się da. Klima też jest, ale ciepło na zewnątrz jak cholera.
-No, racja. Wracasz?
-Powinnam.
-Nie zdemolują domu, bądź pewna. Chodź ze mną pojedziemy pogadać, nie wiem, jakieś spokojne miejsce może?
-Jasne, tylko za godzinę wracam.
-Z buta?
-Tak.
-Dobra...
Jeździłyśmy po mieście. Zatrzymałyśmy się przy tym samym sklepie. Minęły dwie godziny, wyszłam pożegnałam się z nią i szłam chodnikiem powoli dopalając papierosa. Pewnie wszyscy już sobie poszli, a Jeremy wrócił, albo zaraz będzie. Już za nim tęsknię. Chcę się do niego przytulić, wycałować... Dobrze, że go mam tylko dla siebie i nie ma innej na boku, nie wiem,co bym wtedy zrobiła... Ja, nigdy bym go nie zdradziła, i on o tym wie, on mnie też... Jestem tego pewna. Kocham go, nikt nigdy go nie zastąpi. Nie pozwolę na to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz